Brazylijski serial zaczyna przypominać niekończący się dialog związkowców z zarządem Polskiej Miedzi. Załoga obserwuje kolejne i coraz nudniejsze odcinki dramatu. I jak w południowoamerykańskim filmie, akcja nie posuwa się ani milimetr do przodu.
W tak obrazowy sposób opisują sytuację w spółce szeregowi związkowcy, którzy nie mogą się już doczekać konkretów w sprawie zarobków. – W ubiegłym roku poszliśmy na referendum, bo zależało nam na podwyżkach. W rzeczywistości pomysł łączenia kopalń miał dla nas drugorzędne znaczenie – przyznaje Krzysiek z „Rudnej”.
Górnik mieszka w Lubinie. Pod ziemią pracuje kilkanaście lat. Ma na utrzymaniu trójkę dzieci i żonę rencistkę. Latem ubiegłego roku cieszył się, jak chłopiec, kiedy otrzymał kredyt we frankach szwajcarskich. Wszystko wydał na remont domu po rodzicach. W tym czasie jego auto poszło na szrot. Wziął nowe, na raty spłacane według kursu jena. Przy obu walutach złotówka wypada blado. Podobnie jak domowy budżet Krzysztofa.
– Mamy dość tego, że po trwających pół roku negocjacjach, groźbach i prośbach, nie odczuwamy żadnych efektów tej przydługiej dyskusji – oburza się górnik.
– Mieliśmy dostać po dwieście złotych podwyżki – i zero. W zamian obiecano jednorazową premię na koniec roku – też zero. A teraz nam jeszcze gadają o jakimś mrożeniu płac. Mrozić to oni se mogą, ale mózgi – dodaje zdenerwowany Kazik, również z „Rudnej”.
Górników dodatkowo rozwścieczyła informacja o przyznaniu specjalnej premii dla trzyosobowego kierownictwa spółki. – Najpierw nam mydlili oczy, że sami sobie nie podniosą zarobków. Wiadomo było, że zaraz wyskoczą z tym samym do nas. A później taki prezencik od rady nadzorczej. Pytanie tylko za co? – zastanawiają się głośno górnicy z Lubina, którzy coraz odważniej mówią o strajku.
– Musimy ostro przerwać tę farsę – komentują wiadomość, że następne spotkanie zarządu z centralami związkowymi zaplanowane jest dopiero na koniec kwietnia. Do tego czasu mają być już znane wyniki spółki za pierwszy kwartał. Wówczas zarząd, być może, rozważy możliwość spełnienia m.in. płacowych żądań.
Górnicy doskonale pamiętają, że poprzednio grozili prezesom odwieszeniem sporu zbiorowego na wypadek braku spełnienia ich postulatów. – Mamy nadzieję, że to nie jest gra na czas – powiedział jeden ze związkowych liderów. Górnicy już tej nadziei nie mają.
JOM