– Zagłębie ma wszystko co jest potrzebne: budżet, stadion, bazę treningową, zaplecze, grupę kibiców. Ale właśnie ci kibice bardziej przeszkadzają niż pomagają. Większość zawodników jest zdania, że lepiej byłoby grać bez publiki – twierdzi były zawodnik Zagłębia Lubin, Michał Gliwa. W internecie zawrzało po kontrowersyjnym wywiadzie, którego bramkarz udzielił portalowi weszlo.com.
Gliwa zapewnia, że jest dziś szczęśliwym człowiekiem. Między słupkami rumuńskiej Pandurii rozegrał sześciu spotkań, w których wpuścił łącznie sześć bramek. – Ale nie puściłem nic głupiego, jak w Zagłębiu – zastrzega. Piłkarz w rozmowie z Piotrem Tomasikiem bez ogródek opowiada o swoim życiu i graniu w sercu Polskiej Miedzi. I podkreśla, że nie miał w Lubinie łatwego życia.
– Odkąd tylko trafiłem do Zagłębia, byłem mocno krytykowany. W pierwszym meczu już ze mną jechali – o, takie powitanie miałem! A ja się nie będę gimnastykował i im podlizywał, bo to zupełnie nie w moim stylu. Stawałem w bramce i rywalizowałem nie dość, że z rywalami, to ze swoimi kibicami. Czyli walczyłem z każdym na stadionie dookoła. Wszystkie moje interwencje, również te udane, były kwitowane albo gwizdami, albo śmiechem. Nieważne, czy się starałem, czy nie, to i tak na mnie wrzucali. Przyszedł w końcu mecz z Piastem i wtedy już cały stadion skandował, żebym wypier… Przesadzili, ja miałem dość – żali się bramkarz.
W końcu – jak zapewnia sportowiec – zdecydował, że nie chce już grać w lubińskiej drużynie. – Bo to ja poszedłem do prezesa i mu to zakomunikowałem, a nie – jak wielu sugerowało – oni mnie. I wyszło to z korzyścią dla obu stron: zadowolony dziś jestem ja, zadowolony jest też klub, bo ma Silvio Rodicia, który dobrze broni – kwituje sportowiec.
Bramkarz zapytany o stosunki z rumuńskimi kibicami, zapewnia, że są poprawne. – Akurat tutaj relacja między dwoma stronami jest zdrowa. Da się wyczuć szacunek pomiędzy piłkarzami a kibicami. Kiedy zespół przegrywa, to oni mogą wyrazić niezadowolenie, być wkurzeni, ale pewne granice powinny być utrzymane. Ostatnio też na nas krzyczeli, bo nie wszystko idzie zgodnie z planem, ale to w granicach normalności. W Lubinie ta normalność zanikła.
Cała rozmowa prowadzona jest takim torem, by pokazać, że z Zagłębiu coś jest nie tak. Dziennikarz zadaje nawet Gliwie pytanie, na co chory jest ten klub? – To temat rzeka. Ktoś powie, że Gliwa się burzy, bo mocno z nim jechali, ale to nie wpływa na moje zdanie. Nie obarczam kibiców za porażki. Nie boję się jednak powiedzieć: jeśli ci ludzie komuś pomagają, to rywalom. Nie własnemu klubowi, który w teorii wspierają, tylko właśnie rywalom – twierdzi były bramkarz Zagłębia.