LUBIN. – Kto to wymyślił, żeby do wyrobienia imiennej karty elektronicznej przyjmowana była tylko papierowa wersja fotografii? Przecież to jest niewygodne! Każdy, kto nie ma wywołanego zdjęcia musi ponieść dodatkowy koszt, a wtedy to już się w ogóle nie będzie opłacało – w ten sposób pasażerowie komunikacji miejskiej komentują utrudnienia przy wyrabianiu kart elektronicznych. Sprawę wyjaśnia Grzegorz Ulbrych z lubińskiego magistratu.
– Chciałem zakupić bilet, a pani w jednym z punktów PTTK powiedziała, że nie przyjmie mojego nośnika, na którym znajduje się elektroniczne zdjęcie. Jeśli chciałem wyrobić bilet, miałem wrócić z wersją papierową. To niedorzeczne! Przecież i tak będzie musiała to zeskanować – alarmuje jeden z pasażerów, który chciał wyrobić kartę. – Dla niektórych to jest duży problem, bo nie każdego stać teraz na wywołanie fotografii i co mają powiedzieć studenci, którzy z reguły mają tylko te elektroniczne wersję? – dopytuje pasażer.
Tymczasem sprawa wydaje się dość jasna. Jak podkreślają urzędnicy zamieszanie polega na tym, że w punktach sprzedaży biletów okresowych nie ma jeszcze programów antywirusowych.
– A skąd my mamy wiedzieć, czy klient nie ma wirusa na nośniku albo jakiegoś błędu. Przy wyrabianiu takiej karty następuje elektroniczne połączenie z urzędem. To właśnie do nas trafiają wszystkie dane osoby i ewentualne wirusy z nośnika – tłumaczy Grzegorz Ulbrych z lubińskiego magistratu. – Mogę jednak zapewnić, że każdy już wkrótce będzie mogli wybrać dowolną wersję. Pracujemy teraz nad instalacją takiego antywirusowego programu, który wyłapie wszystkie ewentualne błędy – uspokaja Grzegorz Ulbrych. – System wprowadzony zostanie już niebawem.