Film „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy” zostanie pokazany w najbliższy czwartek, 28 kwietnia, w cyklu Kultura Dostępna w lubińskim Heliosie. Seans jak zwykle rozpocznie się o godzinie 18, a bilety kosztują 10 zł.
„Excentrycy” to film o sile optymizmu, o wierze w niezależność ducha, o ciemnocie i nikczemności tamtych lat, o pięknie muzyki i miłości, o brzydocie kłamstwa i hipokryzji. Powstał na podstawie powieści „Excentrycy” Włodzimierza Kowalewskiego.
W produkcji zobaczymy między innymi Macieja Stuhra i Sonię Bohosiewicz.
U schyłku lat pięćdziesiątych do Polski wraca z Anglii Fabian, emigrant wojenny, puzonista jazzowy i znakomity tancerz. Wraz z grupą miejscowych dziwaków i muzyków amatorów zakłada swingowy big band. Już po pierwszym występie zainteresowanie zespołem przerasta wszelkie oczekiwania. Fabian poznaje intrygującą Modestę, która wkrótce zaśpiewa z jego orkiestrą. Zostają kochankami i prowadzą życie podziwianej pary.
Od tej pory „król i królowa swingu” to dwa barwne ptaki na tle siermiężnej rzeczywistości tamtych lat. Któregoś dnia Modesta nagle znika, a historia miłosna zmienia się w opowieść z wątkiem szpiegowskim – o marzeniach i tęsknocie do kultury Zachodu.
Więcej szczegółów na www.helios.pl
Poniżej recenzja filmu Łukasza Maciejewskiego.
Kilka dni temu, rozmawiałem z dystrybutorem „Excentryków”. „Dziwna sprawa” – usłyszałem. „Ciągle ktoś do nas pisze, dzwoni, widzowie mówią że pokochali ten film. Oglądają go po cztery, pięć razy” – powiedział dystrybutor.
Wcale się temu nie dziwię. „Excentryków” Janusza Majewskiego naprawdę można pokochać. To czuło się już od pierwszego pokazu na festiwalu w Gdyni. Wypełniona po brzegi sala Teatru Muzycznego, a po seansie owacja na stojąco, wiwaty i uśmiechy. Właśnie uśmiechy, gdyż film Janusza Majewskiego nieodmiennie wprawia w dobry nastrój. Dodatkowo jest to kino muzyczne, chce się po jego zakończeniu śpiewać, a nawet tańczyć.
Zapamiętałem dobrze słowa Janusza Majewskiego, klasyka polskiego kina, autora wytrawnych, wspaniałych adaptacji literackich, na konferencji prasowej po pokazie „Excentryków” w Gdyni. „Drodzy państwo, mnie też wcale nie zawsze jest do śmiechu, mam za sobą całkiem świeże, dojmująco smutne doświadczenia (niedawno odeszła żona reżysera, wybitna fotografka, Zofia Nasierowska – przyp. ŁM), a jednak uważam że jasna, słoneczna strona ulicy jest nam wszystkim potrzebna, zasługujemy na to, żeby zobaczyć światełko w tunelu, żeby uśmiechnąć się do tego światła” – powiedział reżyser.
„Excentrycy” to właśnie propozycja tego rodzaju. Janusz Majewski, adaptując świetną powieść Włodzimierza Kowalewskiego, powraca do ponurych czasów. Lata 50. na polskiej prowincji – w sanatoryjnej przystani, w Ciechocinku, ludzie boją się mówić, niektórzy obawiają nawet oddychać, ale kiedy kończy się stalinizm, zaczyna gomułkowska odwilż, tutaj również zaczyna rządzić jazz. W filmie słyszymy fantastycznie wykonywane standardy, jazzowe evergreeny, które wybrzmiewają na tle romantycznej historii z wątkiem kryminalnym w tle. A chociaż wszyscy aktorzy sprawują się wspaniale, w przypadku „Excentryków” drugi plan zdecydowanie kradnie show pierwszemu. Chapeau bas dla kreacji Anny Dymnej, Wojciecha Pszoniaka i Wiktora Zborowskiego. Aktorskie perełki w muzycznym, filmowym cacku.