Dziki lokator w rajskim ogrodzie

23

Jeden z najbardziej zadbanych ogródków Lubina może niebawem zniknąć z powierzchni ziemi. Po dziesięciu latach pieczołowitej dbałości o jego piękno, oaza zieleni znów ma szansę stać się miejscem schadzek amatorów tanich trunków i niechlubną pamiątką po alkoholowych biesiadach. A wszystko przez urzędniczą bezduszność.

 

Przez ostatnią dekadę ogród przy ulicy Łokietka był zapleczem lubińskiego św. Mikołaja. Dziś przyszłość niezwykłego skweru jest zagrożona (galeria zdjęć poniżej).

– Na zagospodarowanie tego terenu mieliśmy zgodę dyrekcji ZOZ. Niestety, kiedy szpital przestał go dzierżawić, plac przeszedł w ręce starostwa, ale urząd nie zgadza się na dalsze istnienie ogródka – narzeka Edward Wielgus-Czajkowski, wśród najmłodszych znany głównie jako lubiński Mikołaj.

Piękny ogród cieszył oko okolicznych mieszkańców. Za sprawą bujnej roślinności, zamieniał się w bajkową krainę z wiklinowymi reniferami i postacią św. Mikołaja.

 

Najmłodsi lubinianie przychodzili tu z rodzicami, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. A wszystko dzięki Edwardowi Wielgus-Czajkowskiemu, który na stworzenie ogrodu poświęcił swój prywatny czas i pieniądze.

– Teren jest niewielki, to zaledwie około trzech arów – mówi lubiński Mikołaj. – Kiedy jeszcze dzierżawił go ZOZ, widzieliśmy jak niszczeje. To dlatego zawarliśmy z lecznicą umowę na zagospodarowanie skweru. To było jakieś dziesięć lat temu. W tym czasie roślinność się rozrosła i udało nam się zrobić naprawdę piękny ogród w centrum miasta – mówi z dumą mężczyzna.

Rodzina „Mikołaja” zamieszkuje obok ogródka. Nauczona doświadczeniem, że to co niepilnowane i niczyje, szybko pada łupem wandali – ogrodziła swoje zielone dzieło siatką. I tutaj zaczęły się schody.

– Przed domem też urządziliśmy skwer, a przed budynkiem byłego ZOZ-u wybudowaliśmy skalniak. Niestety, wszystko zostało zniszczone lub rozkradzione, stąd tak ważne było ogrodzenie terenu. I teraz to ogrodzenie przysparza nam problemów ze starostwem, które twierdzi, że nielegalnie zagarnęliśmy teren – ubolewa żona pana Edwarda.

Ponad rok temu rodzina otrzymała ze starostwa pismo nakazujące uprzątnięcie terenu. Decyzja wiązała się z rozpisaniem przetargu na sprzedaż działki. Nie pomogły odwołania i wizyty pana Wielgus-Czajkowiskiego u powiatowych urzędników.

Zgodnie z prawem, działka nie należy do nich. Kiedy rodzina dowiedziała się, że problemem jest ogrodzenie wręczyła urzędnikom klucz od bramy, jednak i to nie rozwiązało problemu.

– Nie chcemy rozebrać ogrodzenia, bo wiemy co stałoby się z ogrodem. Pozostała część działki, którą nikt się nie opiekuje, nadal niszczeje. Odbywają się tam libacje alkoholowe, a jeżeli pozostały jeszcze jakieś rośliny, to są dewastowane. Nikomu nie bronimy dostępu do tego terenu i nie twierdzimy, że jest nasz. Zależy nam jednak, by nie został zniszczony. Starostwo nie dało się jednak przekonać i skierowało przeciw nam sprawę do sądu. Mówi, że może pojawi się inwestor, ale jak na razie – po trzech przetargach – nikt nie chce kupić tego terenu. Zresztą skąd wiadomo, że nowemu właścicielowi nie spodoba się ogród? Może będzie chciał go zachować? – zastanawia się rodzina.

Powiatowy rzecznik nie ukrywa, że zgodnie z prawem ogrodzenie musi zniknąć. – Działka po byłym szpitalu przy ul. Łokietka w Lubinie została wystawiona na sprzedaż. Osoba ta zajmuje część powyższej działki, będącej własnością skarbu państwa, a pozostającej w zarządzie starostwa – tłumaczy Krzysztof Olszowiak, rzecznik starostwa powiatowego.

 

– Wezwania do wydania nieruchomości i załatwienia sprawy polubownie nie przyniosły żądanego rezultatu. Dlatego też sprawa trafiła do sądu. Nie ulega wątpliwości, że osoba ta nie posiada jakiegokolwiek tytułu prawnego do dysponowania tą nieruchomością i powinna ją niezwłocznie nam wydać. Potencjalny inwestor, będący zainteresowany kupnem, zapewne nie chciałby nabyć tego terenu z „dzikim lokatorem” – dodaje Krzysztof Olszowiak.

Edward Wielgus-Czajkowski liczy, że może uda się rozwiązać problem bez konieczności niszczenia efektu swej wieloletniej pracy. Na jutro umówił się jeszcze na spotkanie ze starostą Małgorzatą Drygas-Majką, która być może zechce spojrzeć na tę sprawę bardziej przychylnym okiem.


POWIĄZANE ARTYKUŁY