Na co dzień jest cicho, spokojnie i rzadko kiedy zobaczymy tu dzieci. Ale ostatnio przez godzinę uwijała się tu ich cała gromada. Uczniowie Szkoły Podstawowej nr 1 z Oddziałami Integracyjnymi pomagali w lubińskim hospicjum.
40 uczniów zebrało kilkadziesiąt tysięcy żołędzi. Porządkowali ogród obok lubińskiego hospicjum. Tutaj liczy się każda pomoc, a rąk do pracy nigdy za wiele. Uczniowie Szkoły Podstawowej nr 1 z Oddziałami Integracyjnymi w Lubinie wykonali dosłownie mrówczą pracę.
– Mamy tutaj ogromny dąb – pokazuje z dumą prezes Stowarzyszenia Palium Zbigniew Warczewski. – Co roku zrzuca on tysiące żołędzi. Poprosiliśmy szkołę, czy dzieci nie zechciałyby nam pomóc uporządkować ogrodu – mówi.
Dla dzieci to atrakcja i rozrywka, dla hospicjum – ogromna pomoc. W placówce nie ma odrębnego stanowiska, które odpowiadałoby za utrzymanie terenów zielonych, a wybieranie żołędzi jest żmudne i pracochłonne.
To nie pierwszy raz, gdy młodzi lubinianie pomagają placówce. Angażowanie dzieci do takich prac ma wiele plusów. Z jednej strony buduje to w nich prawidłowe postawy moralne, a z drugiej strony – sprawia im to frajdę.
– Pamiętam jak mieliśmy akcję sadzenia żonkili (żonkil – symbol nadziei – przyp. red.). Mieliśmy po prostu dwie bandy, które ze sobą rywalizowały, która posadzi więcej kwiatów – uśmiecha się Zbigniew Warczewski.
– Kiedyś, otoczenie wyglądało inaczej. Tu gdzie teraz jest bluszcz, były gołe mury. Wówczas również przychodziły dzieci i upiększały te ściany. Powstawały wtedy piękne, kolorowe obrazy – wspomina Irena Oleksyn, nauczycielka ze Szkoły Podstawowej nr 1.
Takie widoki krzepią serca, chętni do pomocy byli wszyscy uczniowie, niezależnie od stanu zdrowia.
Dzieci, chociaż mają dopiero kilkanaście lat, doskonale zdają sobie sprawę, gdzie są i dla jakiej idei pracują. – Przyszliśmy tutaj, żeby pozbierać żołędzie. Załoga hospicjum ma wystarczająco pracy przy pacjentach. Jeśli tylko możemy, to chętnie ich odciążymy – mówi Mateusz z szóstej klasy.
Razem z kolegami: Oskarem, Szymonem, Gracjanem, Borysem i Olkiem, z poświęceniem zbierali żołędzie. Może i ubrudzili kolana, ale wyglądali na zadowolonych.
Prezes nie wypuścił dzieci z pustymi rękami – uczniowie w podziękowaniu dostali słodycze.