Podczas niedzielnego sparingu Zagłębia Lubin ze Śląskiem Wrocław na lubińskim stadionie doszło do awantury pomiędzy kibicami gospodarzy, a działaczem klubowym Dariuszem Machińskim.
– Po tym incydencie Machiński miał we wtorek poinformować policję, że były to tzw. groźby karalne i że on obawia się ataku ze strony fanów Zagłębia Lubin – mówi nasz kolejny informator. – Dziś rano zatrzymano dwóch kibiców, którzy mieli największą wiedzę na temat tego działacza. Ponadto to właśnie oni najgłośniej wytykali mu niekompetencje – dodaje.
Zatrzymani to przedstawiciele tzw. starszyzny. Według świadków, jeden z nich był wyjątkowo przygotowany na starcie i bardzo merytorycznie oceniał klubowego działacza.
– Po meczu wsiada pan w służbowe auto i jedzie do Grzesia Schetyny na Oporowską na wódeczkę? – brzmiało jedno z pytań, które bardziej przypominało stwierdzenie. Kibice bowiem przysięgają, że Machiński jest stałym gościem wrocławskiego klubu.
– Czym sobie jeździmy? Passatem czy jettą – to służbowe auta klubu, którymi Machiński ponoć codziennie dojeżdża do Wrocławia. – Oszczędności szukacie, ale dupę to się wozi za klubowe pieniądze – krzyczeli lubinianie.
Ponoć Machiński próbował się nawet tłumaczyć: – Panowie, dajcie mi się wykazać – miał mówić do tłumu.
Po tych słowach wstał drugi kibic, którego również zatrzymali dziś rano policjanci.
– Wykazać? – spytał. – Już chciałeś się wykazać, jak drugiego dnia pytałeś, ile kosztuje zerwanie kontraktu z Nike! Świadkowie mówią, że Machiński wtedy pobladł, bo był zaskoczony ogromną wiedzą kibiców na temat wewnętrznych rozmów w klubie.
– Myślisz, że nie wniesiemy tutaj kajaków na murawę na mecz z Wisłą? Zobaczysz jak to jest, jak 10 tysięcy ludzi będzie Cię pozdrawiać – krzyczeli, nawiązując do artykułu prasowego, w którym napisano, że Machiński uciekł z legnickiej Miedzi, kiedy tylko klubowi skończyły się pieniądze i że pływał kajakiem. Prześmiewczy tekst odczytano na głos.
Działaczowi zarzucano też, że jest pachołkiem Grzegorza Schetyny, który chce rozpieprzyć lubiński klub, do czego oni, kibice, nigdy nie dopuszczą.
– Śmialiśmy się też z jego fryzury. Ktoś spytał, stary, ale to co masz na głowie? To jest balejaż? – dodaje nasz informator, który przysięga, że nikt nie groził Machińskiemu. – To była konstruktywna krytyka, niezbyt uprzejma, ale tylko krytyka. To nie były żadne groźby karalne – bije się w pierś świadek incydentu.