Słoweński pomocnik „Miedziowych” znajduje się ostatnio w wybornej dyspozycji. Jego bramki w meczach z Lechią, ŁKS czy Wisłą Płock pomogły KGHM Zagłębiu odnieść cenne zwycięstwa, a i również współpraca z rodakiem Saszą Żivcem wygląda bardzo dobrze. Zapraszamy na rozmowę z Damjanem Boharem.
Damjan, kto zapoczątkował pomysł, że to właśnie Ty po wygranych meczach intonujesz okrzyk „Wielkie, Wielkie, Wielkie”?
Damjan Bohar: Wszystko zaczęło się w zeszłym sezonie, po spotkaniu z Wisłą Płock (1:0 dla KGHM Zagłębia – przyp. red.). Wtedy Maciek Dąbrowski zaproponował, żebym to ja krzyknął „Wielkie, wielkie, wielkie”. Na początku były to tylko żarty, ale jak widać stało się to już tradycją.
Przechodząc do kwestii sportowych, sezon dla Ciebie rozpoczął się dobrze, bo od bramki w 1. kolejce z Cracovią, ale później usiadłeś na ławce rezerwowych i wchodziłeś na boisko w końcówkach spotkań. Teraz dobra forma wróciła do Ciebie, jakbyś ocenił dotychczasowe mecze w swoim wykonaniu?
– Jeśli chodzi o drużynę, to jest mi trochę przykro, że zdobyliśmy tak mało punktów. Uważam, że mamy lepszy zespół niż wskazuje na to dorobek punktowy. Szkoda, że nie dane nam było z Saszą (Żivcem – przyp. red ) zagrać więcej spotkań razem. Może to pomogłoby nam punktować lepiej od początku rozgrywek?
Patrząc na poprzedni sezon i początek obecnych rozgrywek można dostrzec ciekawą rzecz. Jeśli rozpoczynałeś spotkanie w podstawowej jedenastce, to w większości przypadków byłeś zawodnikiem, który jako pierwszy bądź drugi opuszczał boisko. Miało to dla Ciebie jakieś znaczenie?
– Nie, nigdy z tego powodu nie byłem zły, czy rozczarowany. Każdy piłkarz jest gotowy do tego, by grać przez dziewięćdziesiąt minut. Rywalizacja jest bardzo duża, więc gdy występuję przez cały mecz jest to dla mnie bardzo duże wyróżnienie, ale także bodziec do dalszej pracy.
Uważasz, że jesteś w najlepszym momencie swojej kariery?
– Podczas mojej kariery miałem dużo dobrych, pięknych momentów. Teraz jestem w takim wieku, że mogę trzymać wysoką dyspozycję przez wiele spotkań i liczę, że tak będzie w nadchodzących meczach.
Jak wglądały kulisy Twojego transferu do Lubina?
– Grałem wtedy w Mariborze i czułem potrzebę zmiany. Dostałem propozycję z Lubina i po przeanalizowaniu podjąłem decyzję, że warto dołączyć do Zagłębia. Nie wiedziałem wtedy zbyt wiele o mieście i klubie, ale byłem zdecydowany na przeprowadzkę.
Dużo czasu potrzebowałeś na aklimatyzację?
– Tutaj muszę zwrócić uwagę, jak ważną pracę wykonał trener Lewandowski. Powiedział mi, że rozumie, że to moja pierwsza przeprowadzka do innego kraju i kilka kolejek może nie być idealnych. To bardzo mi pomogło i dało komfort, żeby wszystko robić na spokojnie, przesadnej presji.
Jesteś w Lubinie blisko półtora roku. Jak Ci się żyje w Lubinie? Co możesz powiedzieć o naszym mieście?
– To bardzo dobre miasto, by skupić się na grze w piłkę. Jest małe, ale niczego w nim nie brakuje. Duże wrażenie robi sam klub, stadion i baza treningowa.
Jak zamierzasz spędzić przerwę reprezentacyjną?
– To będzie czas, który zamierzam poświęcić mojej rodzinie. Sezon jest długi, przerw nie będzie zbyt wiele, więc to doskonała okazja, by naładować baterie i wrócić w poniedziałek do treningów.
Na każdym meczu jest wyjątkowy dla Ciebie kibic – narzeczona Kaja. To Twoja największa motywacja?
– Zdecydowanie. Jej wsparcie jest dla mnie bardzo ważne. Kiedy schodzę z rozgrzewki szukam jej wzrokiem, a to pomaga mi jeszcze lepiej skoncentrować się na meczu.
Czego możemy Ci życzyć na nadchodzące tygodnie?
– Na pewno zdrowia, bo to jest najważniejsze. Jeśli tylko będę zdrowy, wszystko inne będzie przychodzić mi łatwiej i pomoże w utrzymaniu dobrej formy.
Marek Wachnik Zagłębie Lubin / Fot. Mariusz Babicz