Czyczerski: Kanada to drugie Kongo (WYWIAD)

14

Rozmowa z Józefem Czyczerskim, przewodniczącym Sekcji Krajowej Górnictwa Rud Miedzi NSZZ Solidarność i członkiem rady nadzorczej KGHM z ramienia załogi. Materiał pochodzi z ostatniego numeru tygodnika „Wiadomości Lubińskie”.

 

* Reakcją miedziowej Solidarności na niemal stuprocentowe podwyżki płac dla prezesów KGHM był list do premiera rządu. Piszecie w nim m.in., że decyzja ta nie tylko zbulwersowała załogę, ale przede wszystkim nosi znamiona prowokacji i powoduje wzrost niepokojów społecznych. Czy już otrzymaliście odpowiedź w tej sprawie?

– Z przykrością muszę stwierdzić, że staje się to już zwyczajem, że władze naszego państwa mają w nosie wszystkie sprawy, z którymi się do nich zwracamy. Przypomnę, że w kwestii dalszej prywatyzacji KGHM również zwracaliśmy się do szanownego pana premiera z prośbą o rozmowę. I było podobnie.

Jedyna reakcja to wypowiedź pana Schetyny, który podczas wizyty w Legnicy stwierdził, że za dobrą pracę trzeba dobrze płacić. Rozumiem, że jest to polityczne podsumowanie decyzji o podwyżkach płac dla zarządu. Widocznie górnicy źle pracują i im się już żadne podwyżki nie należą, bo chyba tylko tak należy interpretować słowa Schetyny.

* Nawiązuje pan do publikacji sprzed kilku miesięcy, kiedy to przez ogólnopolskie media przewinęła się seria materiałów poświęconych sytuacji pracowników i związkowców Polskiej Miedzi?

– To była szeroka rzeka oszczerstw pod naszym adresem, gdy tylko próbowaliśmy cokolwiek mówić o wynagrodzeniach. A teraz, kiedy mamy do czynienia ze skandalicznie wysokim podniesieniem stawek stałego wynagrodzenia dla prezesów, nagle zapadło totalne milczenie. W mediach jakoś nie ma żadnych komentarzy po stwierdzeniu prezesa, który oświadczył, że od trzech lat nie miał podnoszonych płac i że ta podwyżka mu się po prostu należy.

Po podniesieniu podstawowej stawki, wynagrodzenie prezesa wynosi około 75 tys. zł. Ludzie są zbulwersowani, że nam odmówiono takiego prawa, choć chcemy jedynie podniesienia stawek raptem o około 300 zł. Górnik z dwunastą grupą zaszeregowania, dodajmy dość wysoką, z tego tytułu ma jakieś niecałe dwa tysiące złotych. Jego prezes o ponad 70 tys. zł więcej. Naszym zdaniem te dysproporcje są zbyt rażące. Mówię rażące, bo w gazecie nie przystoi mi używać bardziej dosadnych słów. A zwłaszcza takich, które byłyby adekwatne do określenia tej sytuacji.

* Górnicy w prześmiewczym tonie komentują, że Grzegorzowi Schetynie daleko do Lubina. Odwołał swój przyjazd na wrześniową uroczystość wydobycia miliardowej tony urobku, ale bliżej mu było do dalekiego Szanghaju, gdzie kilka dni temu KGHM otwierał siedzibę swej spółki w Chinach.

– Widocznie pan Schetyna ma jakieś poczucie wstydu lub zwyczajne wyrzuty sumienia. Przecież on był na tej sławetnej konferencji w 2007 roku, podczas której Donald Tusk zapewniał w Lubinie, że nie będzie dalszej prywatyzacji Polskiej Miedzi i że jej zyski pozostaną w spółce. A kiedy dwa lata później okazało się, że to były obietnice bez pokrycia – publicznie najpierw wszystkiemu zaprzeczył, by ostatecznie przyznać, że KGHM zostanie jednak sprywatyzowany. Po tych wszystkich wydarzeniach nie ma wątpliwości, że ktoś tu zrobił z siebie wariata.

* Trwają prace nad zmianą przepisów, które docelowo wykluczą udział członków załogi w radach nadzorczych takich spółek, jak KGHM. Jaki to będzie miało wpływ na losy lubińskiego koncernu?

– Wtedy będzie można w krótkim czasie rozdrapać majątek tej firmy. Bo niby w jaki sposób załoga będzie mogła usłyszeć na przykład o skandalicznie wysokich podwyżkach dla prezesów? Niewygodnie tematy zostaną utajnione przed opinią publiczną. I o to w tym wszystkim tu chodzi.

* O jakich niewygodnych tematach pan mówi?

– A chociażby o nowych inwestycjach, takich jak te w Kanadzie. Mamy kryzys gospodarczy, a zarząd KGHM transferuje olbrzymie zyski na drugi kontynent. To jakaś niedorzeczność. Jak już tak patrzymy na Chiny, to weźmy z nich przykład. Rząd w Pekinie nie pozwala na transfer zysków poza granice ich kraju, a u nas?

* Uważa pan, że kanadyjska inwestycja to powtórka z porażki, jaką było Kongo?

– To będzie drugie Kongo, ale na 70 razy większą skalę. Zarząd chce na to przeznaczyć gigantyczne pieniądze, bo aż 700 milionów dolarów. W Kanadzie marnuje się pieniądze na zakup wyeksploatowanej kopalni, gdzie zawartość Cu szacowana jest na 0,23 proc. To już więcej miedzi zalega na hałdach w Konradzie, Gilowie czy Żelaznym Moście! Skoro władze spółki chcą inwestować w nowe obszary, to dlaczego nie zajmą się tak zwanym Starym Zagłębiem i nie inwestują po sąsiedzku? Tutaj najwyraźniej zabrakło zdrowego rozsądku.

Realizacja takich pomysłów wynika z braku odpowiedniego nadzoru. Ludzie z ramienia ministra, którzy mają oceniać efektywność działań zarządu, nie mają bladego pojęcia o spółce, którą kontrolują. Profesorom chodzi raczej o prestiż, by móc sobie wpisać w cv, że zasiadają w radzie nadzorczej poważnej spółki, a nie o to, by poznać mechanizmy, jakimi rządzi się ta firma.

* Wróćmy do wrześniowej uroczystości w Lubinie, podczas której wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik zapowiedział, że do końca tego roku rząd na pewno nie sprzeda kolejnego pakietu akcji KGHM.

– Takich zapowiedzi było wiele, ale jak pokazuje życie – niewiele mają one wspólnego z rzeczywistością. Mam kopię pierwszej wersji komunikatu, opublikowanego na oficjalnych stronach ministerstwa, gdzie zapowiadano sprzedaż akcji KGHM od 10 do nawet 42 procent, czyli gdzieś tam są jednak zamysły, by całość przeszła w prywatne ręce. Dla mnie takie oświadczenia nie mają żadnego znaczenia, bo zbliża się kolejna kampania wyborcza i politycy Platformy Obywatelskiej mają świadomość, że mieszkańcy Zagłębia Miedziowego doskonale wiedzą, z czym się wiąże dalsza prywatyzacja Polskiej Miedzi i że jest tu ogromny opór społeczny i to stąd te kolejne, puste oświadczenia polityków PO.

* Przypomnijmy, że poseł PO, Norbert Wojnarowski miał deklarować w pańskiej obecności, że zrzeknie się mandatu poselskiego, jeśli rząd wyprzeda udziały KGHM. Parlamentarzysta przekonuje, że został źle zrozumiany.

– Ta deklaracja była złożona publicznie, ale pan Wojnarowski twierdzi, że tak nie powiedział. Do tej pory wydawało mi się, że nie mam problemów ze słuchem, a tu się okazuje, że mam kłopoty nie tylko ze słuchem, ale do tego jeszcze ze zrozumieniem tego, co się mówi.

* A propos kampanii wyborczej. Twarze wielu związkowców pojawiły się na bilbordach popierających Roberta Raczyńskiego. Jak pan to ocenia?

– Związkowcy nie są ludźmi pozbawionymi praw publicznych i podobnie, jak ja namawiają do udziału w wyborach samorządowych. Ze względu na własne sumienie, jestem zobowiązany do tego, by poprzeć pana prezydenta Roberta Raczyńskiego. I to z jednej, ale dla mnie podstawowej przyczyny. Przypominam, że to była pierwsza, a zarazem jedyna osoba, która w momencie, gdy podjęliśmy ten trudny temat związany z dalszą prywatyzacją Polskiej Miedzi, poparła nas. To był samorządowiec, który przekonał także innych – jak choćby prezydenta Głogowa – do kierowania uchwał będących apelem do rządu o zaniechanie działań prywatyzacyjnych KGHM. Ta prywatyzacja jest fundamentalnym zagrożeniem nie tylko dla naszych miejsc pracy, ale i całego regionu.


POWIĄZANE ARTYKUŁY