LUBIN. – Czy w takim miejscu załatwia się potrzeby fizjologiczne? – pyta zbulwersowana mieszkanka ulicy Drzymały. Zdewastowane ogrodzenie, zaśmiecony trawnik i nocne hałasy przy browarze – to codzienna rzeczywistość osiedlowego podwórka, której stanowczo ma już dość nasza Czytelniczka.
– Winni dewastacji są mieszkańcy ulicy Armii Krajowej – alarmuje lubinianka. – Już wiele razy widziałam jak dzieci, pod okiem rodziców, siadają na ogrodzenia przed naszymi blokami, zaśmiecają podwórko i do tego depczą roślinność – dodaje zdenerwowana. – W nocy młodzież urządza tu sobie alkoholowe libacje, niszcząc przy tym zieleń i otoczenie – wylicza wyczerpania emerytka.
Koszmar mieszkańców trwa zarówno nocą, jak i w dzień. – Nie mamy już siły… Wielokrotnie próbowaliśmy zwrócić uwagę matkom tej młodzieży, ale do nich nic nie dociera – ubolewa lokatorka. – Jeden z rodziców nawet nam groził, że jak się nie odczepimy, to powybijają nam okna. I co my mamy teraz zrobić? – zastanawia się załamana kobieta.
Mieszkańcy ulicy Drzymały, na której dzieje się ten cały galimatias, poszli o krok dalej. – O zakłócaniu spokoju i dewastacji powiadomiliśmy straż miejską. – Zaraz po tym przyjechał patrol, chuligani jak tylko widzą samochód, to w mgnieniu oka uciekają do swych domów i wtedy plac nagle świeci pustkami – relacjonuje kobieta. – Tak jest za każdym razem, jak tylko dzwonimy na policję lub straż – dodaje z rezygnacją.
Zmęczeni tym szarym widokiem mieszkańcy rozkładają ręce, bo jak sami twierdzą: – Nie ma takiej możliwości, żeby wszystkich wandali doprowadzić do porządku! Jedyne wyjście, to zlikwidować ten kawałek zieleni, bo po co nam śmietnik przed domem – kwitują mieszkańcy.