Miał okazję spotkać się z jednym z najlepszych koszykarzy NBA, Charlsem Barkleyem. Kocha koszykówkę, a na parkiecie daje z siebie wszystko. Mowa o rozgrywającym Miłoszu Olejniczaku, który od tego sezonu będzie reprezentował barwy SMK Lubin. Prezentujemy państwu krótki wywiad z tym zawodnikiem.
Dołączyłeś do zespołu w tym sezonie, jak Cię przyjęła szatnia?
Miłosz Olejniczak: Koledzy przyjęli mnie bardzo pozytywnie, od pierwszego treningu można było zauważyć dobrą atmosferę panująca w drużynie, a jak wiemy dobra chemia w zespole to podstawa.
Powiedz nam kilka słów o sobie. Grałeś sporo w lidze WroNBA i Wrobaskecie. Jak porównasz poziom tych lig z rozgrywkami PZKosz?
Miłosz Olejniczak: Występuję na pozycji rozgrywającego. Od ponad szesnastu lat czynnie uprawiam koszykówkę, grupy młodzieżowe wrocławskich klubów, druga i trzecia liga mężczyzn, jak również rozgrywki amatorskie we Wrocławiu, w których ostatnio występowałem. Poziom rozgrywek różni się znacznie, zaczynając od treningów, poprzez zaangażowanie i umiejętności zawodników i trenerów, a na meczach kończąc. Debiut w nowej drużynie zawsze wzbudza emocje, ale przychodząc do zespołu chciałbym wnieść jak na rozgrywającego przystało spokój i opanowanie także myślę, że po tylu latach gry jestem odporny na takie wyzwania.
Pytanie z nieco innej beczki. Byłeś w Hiszpanii oglądnąć mecz USA na mistrzostwach świata 2014, jak wrażenia?
Miłosz Olejniczak: Tak, byłem w Barcelonie na ćwierćfinałach mistrzostw świata pomiędzy Litwą i Turcją, oraz USA i Słowenią. Pierwszy mecz był ciekawy i zacięty do ostatniej minuty, aczkolwiek oczywiste jest, że moim docelowym meczem, który chciałem zobaczyć był USA – Słowenia. Reprezentacja USA pokazała, że nawet w nieco okrojonym składzie, bez tych największych między innymi LeBrona Jamesa, Kevina Duranta, Chrisa Paula są nie do zatrzymania. Co prawda bracia Dragić robili co mogli, aby dotrzymać kroku amerykanom, ale to udało się tylko przez dwie pierwsze kwarty. Później mecz zdominowali przyszli mistrzowie świata. Fajne uczucie zobaczyć na żywo tych wszystkich, których ogląda się po nocach w telewizji. Największe wrażenie na mnie zrobili Kyrie Irving, Steph Curry, oraz powracający po kontuzji Derrick Rose.
A jak trafiłeś na Charlesa Barkleya?
Miłosz Olejniczak: Na legendę sir Charlesa Barkleya trafiłem pod hotelem, w którym mieszkali reprezentanci USA. Jeszcze udało mi się spotkać Jamesa Hardena, który jeździł na Segwayu, oraz resztę reprezentantów USA, którzy wolny czas między meczami spędzali na plaży w Barcelonie.
Kończąc rozmowę – jaki jest Wasz cel na ten sezon?
Miłosz Olejniczak: Awans!
Życzymy więc realizacji tego marzenia.