– Prawo gwarantuje nam przedstawiciela załogi w zarządzie KGHM, tymczasem przewodniczący rady nadzorczej konsekwentnie opóźnia organizacji takich wyborów – grzmią związkowcy z ZZPPM. Związek od kilku miesięcy domaga się ustalenia terminu wyborów. Druga strona jednak milczy.
Według ustawy o prywatyzacji i komercjalizacji przedsiębiorstw państwowych załoga firmy ma prawo wybrać swojego przedstawiciela do zarządu KGHM. Wcześniej jednak przewodniczący rady nadzorczej musi podjąć decyzję o organizacji wyborów.
– Kadencja starego zarządu skończyła się w lipcu. Od sierpnia mamy nowy zarząd i wówczas powinny też zostać ogłoszone wybory na przedstawiciela załogi w zarządzie – tłumaczy Leszek Hajdacki, członek rady nadzorczej z wyboru załogi. – Tymczasem mija kolejny miesiąc, a przewodniczący nie podejmuje decyzji, do której obliguje go prawo – mówi poirytowany.
Związkowcy stoją na stanowisku, że skoro prawo gwarantuje im „swojego człowieka” w zarządzie, to oni chcą z tego przywileju skorzystać. Nie wiedzą też dlaczego, przewodniczący Marek Trawiński sukcesywnie oddala termin wyborów.
– Skoro prawo umożliwia uczestniczenie w zarządzaniu firmą człowiekowi z naszego regionu, a nie tylko ludziom, którzy są z zewnątrz, to trzeba tego przestrzegać – twierdzi Hajdacki.
Innego zdania jest związkowa Solidarność. Jej lider, Józef Czyczerski, również członek rady nadzorczej z wyboru załogi, twierdzi wprost, że związek od początku był przeciwny takim wyborom, bo zarząd nie myśli o pracownikach tylko o interesie spółki.
– Dopóki nie zostaną prawnie określone kompetencje takiego członka zarządu, będzie tylko kolejnym prezesem, który wypłynie na plecach pracowniczych, a tak naprawdę nie zajmowałby się kwestami pracowniczymi. My temu nie przyklaskujemy – wyjaśnia szef miedziowej Solidarności.
W KGHM zatrudnionych jest 18,5 tysiąca osób. Aby wybory doszły więc do skutku, musi wziąć w nich udział 50 procent pracowników.