Już początek sezonu wskazywał, że będzie on diametralnie różny od poprzedniego. Zagłębie przegrało szansę awansu jako pierwszy od kilkunastu lat polski klub do Ligi Mistrzów, choć jej starcia ze Steauą Bukareszt wcale nie musiały się skończyć przegraną.
Rzuciła się ona cieniem na początek rozgrywek. Świetna dotąd atmosfera w drużynie zupełnie się popsuła, a przegrane w lidze jeszcze pogłębiały kryzys. W końcu doszło do otwartego buntu przeciw trenerowi jakim była hotelowa impreza po porażce w Białymstoku.
Michniewicza zastąpił Ulatowski i wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zagłębie zaczęło wygrywać i pełne nadziei oczekiwało na rundę rewanżową. I wówczas spadł na klub kolejny cios. Wydział Dyscypliny podjął decyzję o degradacji lubinian o jedną klasę rozgrywkową za korupcję przed czterema laty. To mogło załamać najodporniejszych.
Ale młody szkoleniowiec poradził sobie i z tym problemem. Wytyczył drużynie cel jakim był awans do europejskich rozgrywek poprzez Puchar Polski. Zespół mu uwierzył i tylko kilkanaście minut dzieliło lubinian od zrealizowania marzenia o Europie.
Przegląd Sportowy