Władze Polskiej Miedzi odkryły wreszcie karty. Prezes spółki od dawna przejawiał chrapkę za zagraniczne złoża. I dopiął swego, wchodząc właśnie w kanadyjski biznes. Dalekie interesy KGHM nie cieszą się dobrą sławą.
Nic zresztą dziwnego, skoro inwestycja w kongijskie złoże zakończyła się spektakularną klęską. Pytanie tylko czy faktycznie zakończyła, bo jakoś nikt nie chce otwarcie przyznać, na jakim etapie znajduje się dziś, to trwające od wielu lat „Pożegnanie z Afryką”.
Zanim kierownictwo holdingu ujawniło kanadyjski kontrakt, głośno mówiło też o chińskich partnerach, z którymi KGHM mógłby robić złote interesy. Ostatecznie po ucieczce z Afryki – w dosłownym tego słowa znaczeniu – i odpuszczeniu (?) Azji, nadszedł czas na Amerykę. Wielu analityków powątpiewa w intratność tego przedsięwzięcia, wskazując że o tamtejszym złożu niewiele jeszcze wiadomo, a ponadto skoro to taki strzał w dziesiątkę, to dlaczego nikt nie uprzedził polskiego producenta?
Pytań jest znacznie więcej. Ma je też załoga kopalń, która w przyszłości ma znaleźć zatrudnienie w Kanadzie, ale – jak już zapowiedziały władze KGHM – nie na tak korzystnych warunkach, jakie oferuje im się w Polsce. Chociaż i te kwestie w ostatnim czasie uległy radykalnym zmianom. Od teraz zamiast obligatoryjnych podwyżek dla wszystkich, większe pieniądze mają wpływać na konta tych najbardziej zapracowanych i to jeszcze w najtrudniejszych warunkach.
Górnicy śmieją się z kanadyjskich propozycji i złoszczą na nowy system wynagrodzeń. Może ich obawy są jednak przedwczesne. Czas pokaże, co przyniosą amerykańskie kontrakty i bardziej sprawiedliwy podział premii. W każdym razie zarząd KGHM zapewnia, że decyzje te zrewolucjonizują przyszłość spółki. Oczywiście na wielki plus.