Bułka synonimem luksusu – rośnie liczba zaniedbywanych dzieci

2777

Rośnie liczba dzieci, które trafiają do rodzin zastępczych i domów dziecka powiatu lubińskiego. Epidemiczne obostrzenia sprawiają, że z jednej strony brakuje opiekunów, z drugiej – biologiczni rodzice coraz częściej nie radzą sobie ze swoimi obowiązkami. – Dla części naszych podopiecznych bułka na śniadanie jest synonimem luksusu – mówi Artur Tórz, dyrektor Powiatowego Ośrodka Pieczy Zastępczej. 

Fot. Kat Jayne/Pexels

– Z dużym niepokojem myślę nie tylko o tym, ale i następnym roku, bo sądzę, że lockdown potrwa jeszcze długo. Nie możemy szkolić nowych rodzin, a tymczasem przybywa dzieci potrzebujących opieki. Ostatnio w ciągu tylko trzech dni z jednego powiatu mieliśmy pytanie o miejsca dla osiemnaściorga dzieci – mówi Artur Tórz, dyrektor Powiatowego Ośrodka Pieczy Zastępczej.

Dla organizatorów opieki zastępczej największym problemem wynikającym z epidemicznych obostrzeń jest niemożność organizowania szkoleń dla nowych rodziców. W tej chwili w takich spotkaniach może uczestniczyć tylko 5 osób, wliczając w to trenerów. Przyszli rodzice zastępczy nie mają też jak odbyć obowiązkowej praktyki w domu dziecka.

– Skorzystaliśmy z zeszłorocznego „odmrożenia”, organizując wtedy szkolenia, dzięki czemu w tym roku udało nam się otworzyć dwa rodzinne domy dziecka, w których utworzyliśmy po osiem miejsc. Wszystkie są już zajęte – dodaje Tórz. – W tej chwili nie mamy dzieci czekających na dom, ale nie mamy też wolnych miejsc, więc jeśli pojawi nam się kolejna interwencja, będziemy już mieć kłopot.

Fot. Pixabay

Pandemia oznacza też brak zajęć terapeutycznych dla rodziców biologicznych, co z kolei uniemożliwia powrót dzieci do ich naturalnych rodzin.

Spośród 221 dzieci, które na koniec 2020 r. przebywały w pieczy zastępczej powiatu lubińskiego, tylko 22 straciło jedno lub oboje rodziców. Aż 102 trafiło do niej z powodu uzależnień rodziców od alkoholu lub narkotyków – to o prawie 20 proc. więcej niż w latach 2018 i 2019.

71 dzieci trzeba była zabrać z rodzinnego domu, bo ich rodzice nie radzili sobie z obowiązkami wychowawczymi.

– Sytuacje, z którymi się spotykamy, dla wielu osób mogą być trudne do wyobrażenia. Dla części naszych podopiecznych bułka na śniadanie jest synonimem luksusu. Trzeba im tłumaczyć, że nie muszą jej chować na później, bo jutro bułka też będzie. Niektóre trzeba uczyć zróżnicowanego jedzenia, bo z reguły dostawały do ręki zimną parówkę – opowiada dyrektor POPZ. – Są zaniedbywane, wiele z nich ma deficyty wynikające z tego, że w czasie ciąży matka piła alkohol lub zażywała narkotyki. Jedna z naszych matek zastępczych zajęła się ostatnio noworodkiem, który opuścił szpital ze skierowaniami do czternastu lekarzy specjalistów! I my to wszystko staramy się prostować – dodaje.

Artur Tórz, dyrektor Powiatowego Ośrodka Pieczy Zastępczej

We Wrocławiu trwa pilotażowe szkolenie rodziców zastępczych, prowadzone w trybie zdalnym. Jeśli ta formuła się sprawdzi, lubiński ośrodek też po nią sięgnie, by stworzyć kolejne miejsca dla najmłodszych mieszkańców potrzebujących opieki. I cały czas prowadzi kampanię „Podziel się domem”.

– Nie trzeba od razu tworzyć domu dla ośmiorga dzieci. Jeśli ktoś zaopiekuje się jednym, też będzie wspaniale – zapewnia Artur Tórz. – Niestety, jedną z rzeczy, które od nas nie zależą, jest sposób zatrudniania rodziców zastępczych. Dziś prawo dopuszcza tylko umowę zlecenia. Mamy nadzieję, że rząd to zmieni, bo to praca na cały etat, a w zasadzie na trzy. Rodzicem jest się przez całą dobę.


POWIĄZANE ARTYKUŁY