Bez tej korony nie byłoby nas

3187

Dlaczego tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego przeszło w Polsce niemal niezauważone? Czy Lubin – miasto o przemysłowym rodowodzie – może być dziś miejscem budowania narodowej tożsamości? W rozmowie z prezydentem Lubina Robertem Raczyńskim pytamy o sens historycznych rocznic, symbolikę aktów państwowości i to, dlaczego warto sięgać po dumę z przeszłości, zamiast ją umniejszać.

Lubin nie jest powszechnie kojarzony z historycznym dziedzictwem. Dalej jest to miasto wiązane przede wszystkim z przemysłem. Skąd pomysł, żeby tak uroczyście, po długich przygotowaniach, obchodzić tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego?

Tysiąc lat temu w ogóle było mało miast. Mamy potwierdzone wykopaliska z tego czasu, głównie na terenie Starego Lubina, że jako osada Lubin już wtedy funkcjonował – przez kilkaset lat był wioską. Tak naprawdę odnieśliśmy się do polskości sprzed tysiąca lat. Do tego, że Śląsk – a więc i Lubin – został przyłączony do Polski właśnie przez Chrobrego.

Rocznica tysiąclecia koronacji naszego pierwszego króla powinna być obchodzona z dużo większym rozmachem. Tymczasem mam wrażenie, że przeszła ona w Polsce kompletnie bez echa. Zgadza się pan z tym?

To kolejna z tych ważnych dla Polaków rocznic, które współtworzą naszą tożsamość – w tym przypadku to już całe tysiąclecie. Niestety, podobnie zlekceważone zostało stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości. W skali kraju także zabrakło wówczas inicjatywy ze strony polityków i instytucji państwowych. Poza nami – mam tu na myśli miasto Lubin – nikt nie zaproponował większego, spójnego programu obchodów. Siedem lat temu zorganizowaliśmy na rynku wielki koncert z okazji stulecia niepodległości. Takiego wydarzenia nie było w żadnym innym mieście – może z wyjątkiem dość skromnej imprezy na Stadionie Narodowym w Warszawie. Nie rozumiem, dlaczego wielu współczesnych włodarzy chętniej sięga do przeszłości skarlałej niż do przeszłości dumnej i znaczącej.

W internetowych komentarzach widać, że niektórzy mieszkańcy miasta nie dostrzegają związku między postacią Bolesława Chrobrego a współczesnym Lubinem. Czy to znak, że nasza miedziowa tożsamość bierze górę nad tą narodową, czy po prostu nie jesteśmy dobrze uczeni historii Polski?

Problemem jest to, że nie potrafimy być dumni z naszej historii. Dlatego od wielu lat realizujemy lokalny program „Dumni z Rodziców”, który przypomina postawę lubinian sprzed ponad czterdziestu lat. Chcemy podkreślać takie właśnie postawy – nie tylko mieszkańców Lubina, ale Polaków – w całym tysiącleciu naszej państwowości. Nie możemy zapominać, że kiedy w XIX wieku kształtowały się nowoczesne narody w Europie i na świecie, Polska nie miała własnej państwowości. Nie wytworzyła się u nas instytucjonalna wrażliwość – przywiązanie do trwałości instytucji. Tożsamość, którą inne narody budowały w tamtym okresie, ominęła nas z oczywistych powodów – po prostu nie mieliśmy państwa. I to ma swoje konsekwencje do dziś.

Koronacja Bolesława Chrobrego w skali Europy była naprawdę znaczącym wydarzeniem politycznym. Jaki jej aspekt uznałby pan za szczególnie ważny dla późniejszych dziejów Polski?

Tak naprawdę koronacja jest aktem niepodległościowym, równorzędnym w stosunku do innych instytucji politycznych w Europie. Wcześniej byliśmy odczytywani jako księstwo, a więc twór tymczasowy, nietrwały. Nie wiadomo, czy w takiej postaci w ogóle byśmy przetrwali jako instytucja narodowa, czy w ogóle bylibyśmy w stanie utrzymać swoją tożsamość. Wiele narodów, które skończyły na organizacji swojego państwa w postaci księstwa czy hrabstwa, zniknęło.

Można zatem powiedzieć, że to było zaproszenie do politycznej elity ówczesnej Europy?

Nie tyle zostaliśmy zaproszeni, ile wyrąbaliśmy sobie własną historię Polski. Po prostu oznajmiliśmy, że jesteśmy częścią Europy.

Widzi pan skutki, które ten akt miałby dla nas do dzisiaj?

Myślę, że to ciągły proces budowania tożsamości. To, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, wyraźnie pokazuje, że jesteśmy inni. Że nie przynależymy do cywilizacji wschodu, lecz do cywilizacji europejskiej, chrześcijańskiej.

Czy historia jako dziedzina może być realnym zasobem społecznym, mającym taki sam miastotwórczy charakter jak infrastruktura czy rozwój lokalnej gospodarki?

Tak – pod warunkiem, że przestaniemy sprowadzać ją do ciągu dat. Dopóki nauczyciele będą skupiać się głównie na chronologii, dopóty między historią a obywatelami będzie rósł mur obojętności. W XIX wieku przekazywanie dat miało sens – wtedy były trudniej dostępne. Dziś każdy może znaleźć potrzebne informacje w telefonie, nie trzeba już wertować encyklopedii. Rola nauczyciela polega na czymś więcej: powinien ukazywać, jak wielkie znaczenie dla naszej tożsamości i dobrobytu miała cywilizacja europejska i chrześcijańska. Tylko wtedy historia staje się żywa i rzeczywiście buduje wspólnotę.


Rozmowa przedrukowana została z ostatniego wydania „Magazynu Muzealnego”, dodatku do „Wiadomości Lubińskich”. Przeprowadziła ją Joanna Dziubek.


POWIĄZANE ARTYKUŁY