Dzisiejsza „Gazeta Wrocławska” pisze o wojnie gangów w Lubinie.
Miasto żyje w strachu – płoną samochody i ludzie, przestępcy walczą, używając pistoletów i noży.
Z audi podpalonego 24 sierpnia przy ul. Malinowej mieszkańcy zdołali wyciągnąć dotkliwie poparzonego bramkarza jednego z miejscowych lokali. Mężczyzna w stanie śpiączki farmakologicznej walczy o życie. Wcześniej miał zatarg z bandytami. Został poraniony nożem i na krótko trafił do szpitala. Według naszych informatorów, na Malinowej ukrywał przed kimś swój samochód.
– Złapali go, gdy przyszedł wieczorem na parking – opowiadają mieszkańcy. – Dopadli go, polanego benzyną wrzucili do środka z dwoma kanistrami i podpalili wóz.
W ostatnią niedzielę w nocy znowu paliły się auta na osiedlu Przylesie.
– Około północy na parking przyjechało BMW – mówi mieszkaniec pobliskiego bloku (boi się ujawnić swoje nazwisko). – Pół godziny później usłyszałem straż pożarną. Wyjrzałem przez okno – beemka stała już w płomieniach.
Ogień strawił zupełnie również stojącego obok opla astrę. Nadpalona została też mazda 626. Okoliczności ostatnich pożarów wyjaśnia policja. Ale – jak mówi Cezary Olbryś, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Lubinie – wstępne ustalenia wskazują, że tylko w dwóch przypadkach przyczyną był samozapłon. W innych nie wyklucza się podpalenia. Ale na ostateczne wyniki trzeba jeszcze poczekać.
W Lubinie dzieje się ostatnio więcej podejrzanych rzeczy. Władze Lubina są zaniepokojone.
Więcej można przeczytać w „Gazecie Wrocławskiej”.
red.