Bał się pszczół, więc został… pszczelarzem

1260

– Robimy to z pasji i do każdego słoiczka miodu dokładamy dużo witaminy M, czyli miłości – przyznaje pan Piotr Oksanicz, który wspólnie z żoną Katarzyną prowadzi Pasiekę Garwół niedaleko Lubina, bo w powiecie wołowskim. Ostatnio mieli zaszczyt prezentować swoje wyroby w Berlinie podczas Internationale Grüne Woche, czyli największych na świecie targów gospodarki żywnościowej, rolnictwa i ogrodnictwa.

Leśny, wielokwiatowy, lipowy, akacjowy, wrzosowy – to tylko niektóre z tradycyjnych gatunków miodów oferowanych przez Pasiekę Garwół z Garwołu. W ich asortymencie znajdziemy również miody z dodatkami, takimi jak czarna porzeczka, cytryna, imbir czy propolis, a także inne produkty pszczele, w tym pyłek i pierzgę.

– Te produkty wprost doprowadzają nasz organizm do właściwego funkcjonowania. Jeśli mamy niedobory jakichś witamin czy składników odżywczych to polecam właśnie pyłek pszczeli lub pierzgę – radzi pan Piotr.

Są stosunkowo małą pasieką, dla której pracuje 70 rodzin pszczelich. W swoim logo ma duży gar, a w nim mały wół, co jest bezpośrednim nawiązaniem zarówno do nazwy pasieki, jak i do miejscowości, w której się ona znajduje.

– Robimy to 11 lat, przede wszystkim z pasji. Nie jest to nasze główne źródło utrzymania, bo zarówno ja i żona pracujemy. To znaczy żona tym wszystkim dowodzi, a ja raczej przeszkadzam – uśmiecha się pszczelarz.

– Zawsze się bałem pszczół, ale swoje lęki należy przełamywać. Dlatego postanowiłem założyć pasiekę. Teraz żyjemy sobie w symbiozie z pszczołami. One mi zapylają, a ja je okradam – dodaje.

Właściciele stawiają na sprzedaż bezpośrednią, co ma przyczyniać się do poznania przyrody i dziedzictwa Krainy Łęgów Odrzańskich. Bardzo często klienci odwiedzają ich w terenie, podczas pracy z pszczołami.

– Udało się zebrać dosyć sporo pomimo trudnej aury na wiosnę. Na szczęście jesteśmy pasieką wędrowną, więc możemy pojechać w Kotlinę Kłodzką, gdzie wiele drzew nie zmarzło. Tam też kwitła lipa, dzięki czemu udało się odwirować miód lipowy. Z kolei na miód spadziowy jeździmy w okolice Rabki, na miód wrzosowy do Świętoszowa – mówi pan Piotr Oksanicz.

Państwo Oksanicz po raz pierwszy mieli okazję prezentować swoje wyroby na targach gospodarki żywnościowej, rolnictwa i ogrodnictwa w Berlinie, o których pisaliśmy tutaj. W grudniu natomiast można było ich spotkać na świątecznym jarmarku bożonarodzeniowym w Lubinie.


POWIĄZANE ARTYKUŁY