O bezpłatnej komunikacji miejskiej i przyłączeniu gminy wiejskiej Lubin oraz zbliżających się wyborach samorządowych rozmawialiśmy z prezydentem Lubina Robertem Raczyńskim.
Ostatnio jednym z najgorętszych tematów w mieście jest bezpłatna komunikacja. Wiele osób boi się, że to jedynie kiełbasa wyborcza. A po wyborach znowu będą musieli płacić za bilet na autobus miejski…
– Trzy lata temu zniosłem podatek od nieruchomości i wciąż to obowiązuje. Wtedy także zarzucano mi, że to chwyt przedwyborczy, a jednak mieszkańcy od kilku lat nie płacą podatków. Tak samo jest z autobusami. Są i będą bezpłatne. Uważam, że wpłynie to na rozwój miasta i ułatwi życie jego mieszkańcom. Mam też nadzieję, że obojętnie kto wygra wybory, komunikacja pozostanie bezpłatna. Jeśli ja będę prezydentem, na pewno tak będzie.
Autobusami jeździ teraz dużo więcej osób. W godzinach szczytu są wręcz przepełnione. Wygląda na to, że pomysł się sprawdził.
– Tak. To niesamowite. Nie spodziewaliśmy się aż takiego wzrostu. Od 1 września mamy 30 procent więcej pasażerów.
Ale są też problemy. Mają je mieszkańcy podlubińskich wsi. Komunikacja wiejska dowozi ich tylko na rogatki miasta, potem muszą przesiadać się do autobusów miejskich.
– Wiem, że to duży problem. Tym bardziej, że dwie trzecie mieszkańców podlubińskich wsi to lubinianie. Zbudowali domy pod Lubinem, bo chcieli ciszy i spokoju, ale oczekiwali też standardów lubińskich. Rzeczywistość jest inna. Brakuje chodników, oświetlenia ulicznego, chodzą w błocie, bo nie ma dróg. Teraz jeszcze komunikacja szwankuje. Dotąd nasze autobusy jeździły też do wsi, ale wójt nie chciała się z nami porozumieć. Uruchomiła swoją komunikację, swoje gimnazjum, ale jak widać, nie zawsze to, co swoje, znaczy lepsze. I nie zawsze to, co tańsze, jest dobre dla mieszkańców.
Jakie rozwiązanie pan proponuje?
– Najprostsze – współpracę. Tak jak to było cztery lata temu w Lubinie. Powiatem rządziła koalicja partii PO, PiS, SLD, która blokowała wszelkie inwestycje. Przykładem jest choćby hala, na którą trzeba było czekać wiele lat. Dziś takich problemów już nie ma, bo powiat współpracuje z miastem. Chcemy też współpracować z gminą wiejską. Gmina potrzebuje wójta, który będzie myślał o jej rozwoju. Dziś urzędnicy zabarykadowali się w urzędzie i straszą mieszkańców, że chcemy zlikwidować gminę. To nieprawda. My chcemy ją rozwijać, dlatego wystawiam swojego kandydata na wójta – Tadeusza Kielana. Możemy połączyć oba samorządy i wspólnie działać dla dobra mieszkańców. Z połączenia miasta i gminy, powstałaby większa siła finansowa. Dysponowalibyśmy jako region lubiński potencjałem ponad 90 tys. ludzi. Moglibyśmy dzięki temu być atrakcyjniejsi dla inwestorów.
Zniknąłby też problem z komunikacją?
– To, że teraz mamy komunikację gminną, która dojeżdża do rogatek miasta, a potem ludzie muszą się przesiadać do miejskich autobusów, to niepotrzebna komplikacja. Jeszcze mamy lato, więc jest w miarę ciepło. Ale jak przyjdzie zima, nie daj Boże minus 20 stopni, młodzi ludzie będą tupać na przystankach, czekając na autobus dojeżdżający do miasta…
Komunikacja powinna być bezpłatna w całym regionie. Jedna sieć komunikacyjna, bo po co kilka? Wtedy pasażer wsiadałby w Osieku, Rudnej czy w Ścinawie i cały czas jedynym autobusem komunikacji miejskiej dojeżdżał do Lubina i bezpośrednio wysiadał na przykład w pobliżu urzędu, bez przesiadania się.
Wystawia pan także kandydatów w pozostałych gminach. Krystiana Kosztyłę na burmistrza Ścinawy i Waldemara Latosa na wójta Rudnej. Tu także chodzi o połączenie?
– Krystian Kosztyła i Waldemar Latos to ludzie, których popieram. Zgłosili się do mnie, bo chcieliby zapewnić mieszkańcom swoich gmin podobne udogodnienia jak w Lubinie. Bezpłatną komunikację, darmowy internet, zniesienie podatku. Spodobał mi się ich program i udzieliłem im swojego poparcia. Tutaj nie ma jednak mowy o łączeniu. To odrębne gminy, ze swoją historią, które muszą zachować odrębność. Z gminą wiejską jest inaczej, ona otacza Lubin, mieszkają tam byli lubinianie, mieszkańcy gminy pracują i uczą się w Lubinie, więc powinien to być jeden silny samorząd. Jeśli miałoby dojść do połączenia, sami mieszkańcy zdecydują o tym w referendum.
Panie prezydencie, wkrótce wybory samorządowe. Mieszkańców zazwyczaj bardziej interesuje własne podwórko, kto będzie rządził w ich mieście, gminie, ewentualnie powiecie. Pan przekonuje wszystkich, że równie ważne jest to, kto będzie reprezentował nasz region w województwie, w sejmiku? Dlaczego?
– To ostatnie wybory, kiedy są pieniądze unijne. Nie będzie więcej, może za sto lat. Ludzie muszą mieć świadomości, że wybierając swoich przedstawicieli do sejmiku tak naprawdę dbają o własne, osobiste interesy na terenie powiatu czy gminy. Wystarczy zobaczyć, jak wiele inwestycji powstało przy wsparciu unijnych funduszy. Dlatego tak ważne jest, by być w sejmiku i pilnować, by środki był sprawiedliwie rozdzielane. Ci wójtowie, burmistrzowie, i prezydenci miast, którzy nie mają wsparcia w sejmiku, nie będą mogli nic zrobić, a na ich terenie nie będzie wsparcia inwestycyjnego. Może jakiś chodniczek zostanie wyremontowany, ale dużych projektów nie będzie. To są ostatnie pieniądze. Następne rozdanie środków unijnych będzie dla Rumunii i Bułgarii, bo Polska już swoje dostała.
Stąd pomysł, aby stworzyć Bezpartyjnych Samorządowców i wspólnie z prezydentami oraz burmistrzami innych gmin wystawić swoich kandydatów do sejmiku województwa?
– Tak. Zdecydowaliśmy się iść do wyborów, żeby mieć reprezentantów miast i gmin w sejmiku. Nie chcemy, żeby reprezentowały nas partie polityczne, bo one łatwo o nas zapominają. Wszyscy widzimy, co robią partie. Ważny jest podział stołków, przepychanki między partyjnymi działaczami, rozkazy z Warszawy, nie liczy się dobro miasta czy regionu. Partie pamiętają o nas tylko w czasie wyborów… Natomiast my, samorządowcy, pracujemy wyłącznie dla naszych mieszkańców. Ja jako prezydent Lubina chcę zostać bezpartyjny.