Bernard Sczaniecki spędził ponad czterdzieści lat malując, szkicując, rysując i rzeźbiąc. Urodzony w 1943 roku lubinianin ma w swoim dorobku kilkadziesiąt tysięcy prac. Chociaż przestał już pracować, nie przeszedł na emeryturę artystyczną – napisał autobiografię, w której Lubin odgrywa ważną rolę. Teraz szuka wydawcy.
Opowieść o życiu lubińskiego artysty nosi tytuł „Callima”.
– To nazwa motyla, którego życie można porównać do życia ludzkiego. Od bardzo dawna interesuję się motylami. Ich kolory były dla mnie źródłem inspiracji, gdy zaczynałem swoją przygodę z malarstwem – wyjaśnia Bernard Sczaniecki.
Przygoda ta zaczęła się w 1974 roku, wtedy jednak artysta dzielił swój czas między sztukę, życie osobiste i pracę – między innymi w Lubińskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego i Młodzieżowym Domu Kultury. Dwadzieścia lat później przeszedł na emeryturę i wtedy – jak sam mówi – mógł poważnie podejść do sztuki.
Oprócz tysięcy grafik i obrazów stworzył m.in. także rzeźby do ołtarza w kościele w Rynarcicach. Jest laureatem wielu konkursów ogólnopolskich i regionalnych, miał też kilkadziesiąt wystaw indywidualnych.
„Callima” to opowieść nie tylko o pracy artysty. Jest tu cała historia człowieka, który urodził się na Podkarpaciu, ale swoje dorosłe życie w większości spędził w Zagłębiu Miedziowym. Teraz Bernard Sczaniecki rozgląda się za wydawcą. – Szkoda byłoby, gdyby te wydarzenia i doświadczenia po prostu umknęły – mówi nieśmiało.