Aneta Dwornik: Bycie zawodniczką to cudowne uczucie  

277

Świat kulturystyki i fitness jest pełen wyrzeczeń. Jest to jednak dziedzina życia wielu ludzi, która sprawia im niesamowitą satysfakcję. Za nami Debiuty 2017, czyli największa amatorska gala, w której możemy zaprezentować swoją sylwetkę na szerszą skalę. We Wrocławiu wystąpiło trzech lubinian. Wśród nich była Aneta Dwornik, z którą rozmawialiśmy na temat historii jej występu.

Aneta Dwornik pierwsza z prawej (Fot. Skyfoto)
Aneta Dwornik, pierwsza z prawej (Fot. Slyfoto)

Udział w Debiutach był przemyślaną decyzją. – Moja cała przygoda z chęcią startu w zawodach zaczęła się na przeszło półtora roku przed Debiutami. Początkowo miała to być kategoria bikini, lecz w związku z szybkim przyrostem masy mięśniowej, którą zawdzięczam uwarunkowaniom genetycznym obrałam kierunek na fitness sylwetkowy – podkreśla Aneta Dwornik, która startowała w kategorii Fitness sylwetkowe kobiet pow. 163 cm.

Lubinianka uprawiała różne sporty, ale w jednym czuła się najlepiej. – Zawsze uprawiałam jakieś sporty. Zimą snowboard, a latem rower i czasami chodziłam na wszelkiego rodzaju zajęcia grupowe, ale mimo to zawsze trafiałam na siłownię. Bo całe spełnienie odczuwałam tylko wtedy, kiedy dźwigałam ciężary – wspomina zawodniczka z naszego miasta.

Fot. Archiwum prywatne zawodniczki
Fot. Archiwum prywatne zawodniczki

Proces przygotowawczy do Debiutów był pełen wyrzeczeń. Praca nie zawsze była łatwa. – Przygotowanie wiąże się z pewnymi wyrzeczeniami. Budowa masy, ciężkie treningi kosztowały sporo energii. Jedzenie niekoniecznie różnorodne szybko stawało się utrapieniem. Jedzenie zimnego posiłku, bo nie zawsze można było zagrzane, początkowo nie było przyjemne. Ale jak to ja, nie poddaję się i mam cel. Z czasem stało się to moim życiem – zapewnia Aneta Dwornik.

Okres na trzy miesiące przed startem. – Wtedy zaczęły się zachcianki, na które nie mogłam sobie pozwolić. Tak zwana redukcja nie koniecznie jest prosta. Spadki energii w ciągu dnia, bardzo ciężkie treningi, pilnowanie jedzenia na czas. Myśli różne chodziły po głowie: może nie zdążę schudnąć, a może ja się nie nadaje. Psychika już trochę płata figle. Nagle tydzień przed zawodami. Zmęczenie, woda, mała ilość posiłków, kosmetyczka, fryzjerka, ostatnia przymiarka stroju. Brak czasu na cokolwiek – komentuje nasza reprezentantka.

Dzień zawodów. – Wiedziałam, że nie tego oczekiwałam od swojego ciała. Jadąc wiedziałam, że woda w ciele nie zeszła jak należy. Ładowanie nie powiodło się. Jadę! Co ma być to będzie. Zbyt długo pracowałam, żeby tam nie stanąć. Mało czasu na przygotowanie się przed wyjściem brak tak zwanej pompy nie ułatwiły wszystkiego. W końcu wyjście. Serce waliło jak szalone. Światła, tłum ludzi i sędziowie. Pamiętaj o wszystkim, uśmiech, wyprostowana sylwetka. Z numerem… trzydzieści pięć, zawodniczka, pada moje imię i nazwisko. Myśl, zostałam nazwana zawodniczką. Cudowne uczucie. Niepewność, adrenalina, emocje nie do opisania, które ciężko opisać słowami – wspomina lubinianka.

Na koniec piętnasta lokata, która pod żadnym pozorem nie była postrzegana jako przegrana. – Szczęście i duma, że jednak tam jestem i wytrwałam mimo przeszkód, jakie towarzyszyły. Jedno z najcudowniejszych uczucie w moim życiu. Porażka nie odbieram tak tego. Nowe doświadczenie, bogatsza w wiedzę i chęć do dalszego działania – mówi uczestniczka Debiutów 2017.

Trudy przygotowań były łatwiejsze do zniesienie w momencie, kiedy miało się przy sobie wspaniałe bliskie osoby. – W większości od początku trenuje z moim mężem, któremu bardzo dziękuję za wsparcie i cierpliwość. Dodatkowo w ostatnim okresie bardzo dużym wsparciem byli dla mnie dwaj trenerzy lubińscy Artur Szmidt cechujący się wielką wiedza i mój serdeczny kolega z pracy trener personalny i fizjoterapeuta Janusz Bartkowski. Jego doświadczenie i wiedza pomogły nieraz w sytuacjach kryzysowych – puentuje Aneta Dwornik, która dopiero zaczęła swoją wspaniałą przygodę z fitness sylwetkowym.  

Fot. Slyfoto i archiwum prywatne Anety Dwornik


POWIĄZANE ARTYKUŁY