Dwóch przedstawicieli amerykańskiej armii z Biura ds. Jeńców Wojennych i Zaginionych Żołnierzy Departamentu Stanu Wojennego przyjechało do Lubina. Szukają szczątków jednego ze swoich – porucznika Edwarda Sconiersa. Chcą zabrać go do domu.
Rodzina Sconiersa długo na to czekała – od czasów II wojny światowej. Jednak zgodnie z zasadą amerykańskiej armii, każdy jej żołnierz, żywy lub martwy, zawsze wraca do domu i najbliższych. Amerykanie spotkali się dziś z lubińskimi urzędnikami, by ustalić szczegóły prawne dotyczące ekshumacji szczątków porucznika, które znajdują się gdzieś na terenach przy ulicy Parkowej. Chcą ją przeprowadzić wiosną przyszłego roku we współpracy z polskimi antropologami i patologiem. Najpierw jednak muszą odnaleźć szczątki porucznika Sconiersa.
Było już kilka podejść do jego ekshumacji. Jednak do tej pory nie wiadomo, gdzie spoczywają jego zwłoki. Amerykanie mają jedynie podejrzenia, dzięki relacji lubinianki, która poznała znajomego Sconiersa.
– Większość przesłanek co do miejsca pochówku pochodzi z relacji zapisanej przez jednego z uczestników pogrzebu pułkownika Collinsa – mówi Stanisław Tokarczuk, miejski historyk, który także zajmuje się sprawą. – Porównaliśmy to miejsce z wiedzą lubinianki Stefanii Saracen i jest duże prawdopodobieństwo, że to właśnie tam – dodaje.
– Najpewniej będziemy kopać tylko wokół wyznaczonego drzewa sześć na sześć metrów. Mamy DNA Sconiersa i jeśli znajdziemy szczątki w tym miejscu, postaramy się zidentyfikować je po fragmentach munduru lub nieśmiertelnika. Jeśli nie, pobierzemy próbki – tłumaczą członkowie organizacji zajmującej się sprowadzaniem zmarłych amerykańskich żołnierzy do kraju.
Jeśli okaże się, że faktycznie spoczywa tam ciało porucznika Sconiersa, zabiorą je do swojej siedziby na Hawajach i tam przeprowadzą dalsze badania. Jeśli poszukiwania nie będą owocne, Amerykanie przekopią większy teren – 15 na 30 metrów.