LUBIN. Tajemnicza zagadka sprzed lat prawdopodobnie jeszcze przez jakiś czas nie zostanie rozwiązana. Grupa archeologów wydobyła wczoraj co prawda szczątki trzech osób, które znajdowały się na byłym cmentarzu, przy ulicy Parkowej. Jednak najprawdopodobniej żadne z nich nie należą do amerykańskiego żołnierza Edwarda T. Sconiersa. Nasze miasto po raz kolejny odwiedziła grupa Amerykanów, którzy usiłują wyjaśnić okoliczności śmierci żołnierza oraz miejsce jego spoczynku.
Wszystko zaczęło się od wspomnień Stefanii Saracen, lubinianki. Z jej opowieści wynika, że grób żołnierza znajduje się piętnaście metrów od pomnika ku czci jeńców alianckich pochowanych na tej ziemi. Tuż obok rośnie Surmia, drzewo amerykańskiego pochodzenia, które okazało się istotną wskazówką przy lokalizacji grobu. Zdaniem Stefanii Saracen, Surmię posadził przyjaciel Amerykanina, tuż po jego śmierci.
– Dlatego chcemy wyjaśnić tę zagadkę, bo wszystko na to wskazuje, że opowiedziana przez lubiniankę historia jest prawdziwa – przyznaje Stanisław Tokarczuk, miejski historyk, który także zajmuje się tą sprawą.
Od poznania prawdy dzieli jeszcze Amerykanów procedura badawcza.
– Szczątki trafią do Instytutu Medycyny Sądowej we Wrocławiu, następnie zostanie zbadane DNA, wtedy dopiero będzie można je zidentyfikować – tłumaczy Piotr Godlewski z warszawskiej Agencji Funeral, która świadczy międzynarodowe usługi pogrzebowe. – Najprawdopodobniej za kilka dni zostanie odczytany kod DNA i wtedy już będzie pewne, czy to szczatki Sconiersa. Jeżeli tak będzie – to zgodnie z ustawą Kongresu USA – szczątki jeńca zostaną przewiezione do jego kraju – kończy Piotr Godlewski.