Na oddziale zakaźnym wrocławskiego szpitala przebywa od wczoraj czternastoletnia dziewczynka, która trafiła tam z lubińskiej przychodni zdrowia. Test wykazał 30-procentowe prawdopodobieństwo wystąpienia grypy. We wrocławskiej lecznicy nikt nie potwierdza, by był to wirus AH1N1.
– Absolutnie nie można mówić o zagrożeniu życia lub zdrowia dziecka – informuje lekarz dyżurny z oddziału, na którym leży pacjentka przywieziona z Lubina. Dziewczynka jest pod obserwacją wrocławskich lekarzy od soboty, od godz. 13.00.
W sobotę rano dziecko pojawiło się wraz z rodzicami w przychodni zdrowia przy ul. Armii Krajowej w Lubinie. Dziewczynka miała objawy przeziębienia. Wykonano test na obecność wirusa grypy. Po tym, jak badanie nie wykluczyło jego obecności, skonsultowano się z lekarzami z izby przyjęć szpitala przy ul. Bema w Lubinie.
Wicedyrektor lubińskiego ZOZ, Jarosław Jaroszewski przyznaje, że po rozmowie telefonicznej z lekarzami z przychodni, zdecydowano o przewiezieniu pacjentki do Wrocławia.
– Nasz personel zachował się zgodnie z obowiązującymi procedurami – tłumaczy Lidia Albrechowicz, prezes przychodni zdrowia Lubmed. – Wszystkim obecnym w budynku przy ul. Armii Krajowej rozdano maseczki i zaapelowano do osób, które nie musiały przebywać w przychodni o jej opuszczenie – dodaje.
Następnie wezwano pogotowie ratunkowe, które przewiozło dziecko do szpitala zakaźnego we Wrocławiu. Jak informują lekarze dyżurni, nic nie wskazuje na to, by był to wirus tzw. świńskiej grypy.
Po rozmowach z pracownikami wrocławskiej lecznicy, którzy nie chcą oficjalnie udzielać informacji, można odnieść wrażenie, że decyzję o umieszczeniu lubińskiej pacjentki w szpitalu podjęto zbyt pochopnie. Wygląda więc na to, że w tym przypadku – na szczęście – zadziałała raczej psychoza strachu.