Sami Swoi wśród swoich

29

W niecodziennej uroczystości wzięli udział mieszkańcy gminy Lubin. W Osieku spotkali się ludzie, których łączy miejsce pochodzenia – kresy. Gmina zaprosiła ich na obchody 70. rocznicy przyłączenia ziem zachodnich i północnych do Polski.

W świetlicy wiejskiej spotkali się ci, którzy z kresów przyjechali, ich dzieci i nierzadko wnuki. Byli tu również Sybiracy, którzy często także pochodzili z ziem wschodnich.

– Kresy to historia naszej gminy, która powstała na styku różnych kultur, religii, tradycji i obyczajów – mówi Taduesz Kielan, wójt gminy Lubin. – To wartości, które musimy pielęgnować. Składam wyrazy szacunku i dziękuję wszystkim, którzy tę historię stworzyli.

Uczestnicy uroczystości wysłuchali prelekcji o kresowych dziejach, obejrzeli występ zespołu „Leśne Echo” i stanęli do wspólnej fotografii. Poznali także laureatów literackiego konkursu „Losy Przesiedleńców – Pamiętnik Pokoleń”. – Kiedy słyszę „kresy”, od razu mam łzy w oczach – mówi Antonina Buchta, mieszkanka Osieka, autorka jednej z nagrodzonych prac. – Tam się urodziłam i tam jest moje miejsce. Czasem jest mi tak bardzo żal, że historia zmusiła nas do opuszczenia naszej ziemi. Kiedy tu przyjechaliśmy, każdy myślał, że jeszcze wróci do domu.

Wielu uczestników spotkania kresów już jednak nie pamięta. To pokolenie urodzone już na Ziemiach Odzyskanych i dawne wschodnie krańce Polski znają tylko z opowieści rodziców. Wielu z nich podróżuje po kresach, ale nie zawsze mają możliwość zobaczenia miejsc, z których pochodzą.

– Często są zaskoczeni, że kresy to nie tylko Wilno. To było prawie 100 tysięcy kilometrów kwadratowych, które Polska bezpowrotnie straciła – opowiada dr Stanisław Tokarczuk, prezes Familijnego Stowarzyszenia Zbarażan w Lubinie. – Ale kiedy tam docierają, zaczynają rozumieć, dlaczego mama i tato ciągle o nich opowiadają.

Młodsze pokolenie pielęgnuje pamięć o kresach, ale dla nich to w większości historia, na którą patrzą przez pryzmat swojego życia na „zachodzie”.

– Mój tato wciąż opowiadał o życiu na kresach,o tym, jak tam walczył w czasie wojny – wspomina Jadwiga Sieniuć ze Stowarzyszenia Miłośników Filmów Komediowych „Sami Swoi z Lubomierza.” – Z tych opowiadań wynikało, że była to kraina mlekiem i miodem płynąca. W zderzeniu z rzeczywistością wyglądało to inaczej. Moja siostra widziała dom, w którym tato mieszkał – mały, pokryty strzechą. Cała rodzina taty została pod Wilnem, ale od dawna nie mamy z nimi kontaktu. Nie wiem nawet, czy żyją.

Szczególnym elementem spotkania była wystawa poświęcona filmowi „Sami swoi”. Zaprezentowane na niej przedmioty natychmiast przywoływały na myśl najbardziej znane sceny z kultowej komedii.


POWIĄZANE ARTYKUŁY