Choć ma 47 lat, wciąż wychodzi na boisko i rywalizuje z dużo młodszymi zawodnikami. Mieszkaniec Lubina, Tomasz Miś, to żywa legenda ampfutbolu – dyscypliny, w której grają zawodnicy po amputacji kończyny. Wciąż występuje w Rekordzie Kuloodporni Bielsko-Biała, a wcześniej przez dziesięć lat reprezentował Polskę, zdobywając z nią medale mistrzostw Europy i wysokie miejsca na mistrzostwach świata.

Tomasz Miś pochodzi z Bierunia na Górnym Śląsku. Od szóstego roku życia grał w piłkę nożną, a jego kariera rozwijała się w klubach regionu, od Omagu Oświęcim, przez Piasta Nowy Bieruń, Wilamowiczankę Wilamowice, Górnika Brzeszcze, aż po MZKS Alwernię, z którą awansował do trzeciej ligi. Właśnie tam, w 2010 roku, jego życie nagle się zmieniło. W wyniku wypadku komunikacyjnego stracił część stopy.
– Pierwsza myśl po wypadku? Nie „czy będę chodził”, tylko „jak ja teraz będę grał w piłkę” – wspomina.
Nie poddał się. Gdy w 2011 roku w Polsce powstała reprezentacja ampfutbolu, rok później już był jej zawodnikiem. Przez kolejną dekadę występował z orłem na piersi, grając na mistrzostwach świata i Europy. Z reprezentacją zdobył dwa brązowe medale mistrzostw Europy, czwarte miejsce na mistrzostwach świata i zwycięstwo w Amp Futbol Cup 2022, w którym Polacy pokonali Anglię 4:0.

Na boisku był napastnikiem, ale równie dobrze radził sobie w obronie i pomocy. Zawsze waleczny, zawsze zaangażowany. Na krajowym podwórku grał m.in. w Husarii Kraków (obecnie Wisła Kraków), z którą trzykrotnie zdobył mistrzostwo Polski, oraz w Podbeskidziu Kuloodporni Bielsko-Biała, z którym sięgnął po kolejny tytuł. Dwukrotnie był też królem strzelców Amp Futbol Ekstraklasy, a na swoim koncie ma już ponad 50 ligowych goli.
Dziś reprezentuje Rekord Kuloodporni Bielsko-Biała, z którym zajmuje trzecie miejsce w tabeli.
– Gram, bo to moja pasja. Piłka nożna to całe moje życie. Póki zdrowie pozwala, chcę dalej biegać po boisku. A chęci mam zawsze – mówi.

Mimo życia w ciągłym ruchu, pracuje zawodowo (w jednej z firm w Polkowicach) i jest oddanym mężem oraz tatą. To właśnie miłość sprowadziła go do Lubina. Po wypadku, spędzając czas przed komputerem, poznał w sieci kobietę, która została jego żoną. Mają dwójkę dzieci, dziesięcioletnią córkę i sześcioletniego syna.
– Syn już zaczyna trenować, czasem gramy razem. W domu też by grał, ale żona krzyczy, że wszystko porozwala – śmieje się.
Miś często wraca wspomnieniami do swoich pierwszych klubów i ludzi, którzy mieli wpływ na jego karierę. Z ciepłem wspomina m.in. trenera Mariusza Wójcika, z którym pracował w Wilamowicach i Alwernii.

Dziś, kiedy wielu jego rówieśników dawno zakończyło sportową przygodę, Tomasz Miś nadal inspiruje, nie tylko na boisku. Jego historia to dowód, że pasja i siła ducha mogą pokonać każdą przeszkodę.