Pan Piotr swojego cadillaca ściągnął z Kanady, tym samym spełniając marzenie. Pan Andrzej zaś swojego opla znalazł na szrocie i od tamtej pory stara się przywrócić go do życia. Obaj potrafią fascynująco opowiadać o swoich motoryzacyjnych skarbach, podobnie zresztą jak pozostali uczestnicy 6. Lubińskiego Zlotu Pojazdów Zabytkowych. Dziś w parku Leśnym była okazja, by zobaczyć ponad 100 wspaniałych aut i motocykli.
– Mamy kolejny rekord – przyznaje Joanna Kulik z Muzeum Historycznego w Lubinie, które organizuje Lubiński Zlot Pojazdów Zabytkowych. – Dwa lata temu dobiliśmy 100 pojazdów, a w tym roku mamy ich 107 na zlocie. Jest wielu takich, którzy do nas wracają i wielu nowych. Każdy nas cieszy – dodaje.
W alejkach parku Leśnego można było dziś zobaczyć między innymi forda scorpio, lincolna town car, forda mutt, wołgę gaz-24, chevroleta corvette, jeepa wranglera czy robiącego wrażenie, choćby ze względu na swoje gabaryty, cadillaca eldorado. Właściciel tego ostatniego – Piotr Redliński z Obory przyznaje, że ten cadillac to spełnienie jego marzenia i na razie nie ma szans, żeby mu się znudził.
– Wymarzyłem sobie takie auto, jako ostatnie z moich, które chciałem odrestaurować – mówi, dodając, że cadillac został znaleziony i ściągnięty z Kanady i to w całkiem niezłym stanie, bo wymagał jedynie malowania i odświeżenia tapicerki. – Był sprawny. Już rok temu byłem tutaj nim na zlocie. To kabriolet, jest więc rzadkim okazem. Cieszę się, że go mam. Jest moim oczkiem w głowie. Nie stoi pod chmurką, warunki ma dobre – uśmiecha się pan Piotr.

Podobno cadillac, mimo sporych gabarytów, prowadzi się świetnie. Pan Piotr jeździ nim dla przyjemności, ale też na różne imprezy, w tym na przykład na śluby. Wszędzie auto wzbudza zainteresowanie i pozytywne reakcje.
– Jechać takim autem to sama przyjemność, większa niż takim nowoczesnym. Gabaryty ma duże, ale na prowadzenie wpływ ma dobry skręt i bardzo dobrze działające wspomaganie, więc paluszkiem się kręci. W nowoczesnych autach tak łatwo się nie skręca, jak w nim – zapewnia właściciel cadillaca.
W przypadku pana Piotra miłość do aut zaczęła się od warszawy, którą kiedyś miał jego ojciec. Później miał własne warszawy, w sumie kilka, mercedesa, radziecką pobiedę i wołgę gaz-21, z którą nawet wystąpił w filmie.
– W „Jack Strong”. Na początku filmu na Hutę Miedzi Legnica wjeżdżają trzy radzieckie auta: gaz, uaz i wołga. I właśnie w tej wołdze ja jako kierowca – mówi.
Tej wołgi już jednak nie ma, zastąpił ją wymarzony cadillac. W sferze pragnień pozostaje natomiast jeszcze czajka gaz-13.
Cadillac pana Piotra, choć został wyprodukowany w 1976 r., nie należał do najstarszych pojazdów, jakie dziś przyjechały na lubiński zlot. W tej kategorii zdecydowanie zwyciężył opel kadett KJ38 z 1939 roku. Andrzej Siejek z Sobina znalazł go w autozłomie w Nowej Wsi Lubińskiej w 2012 r. Co ciekawe, udało mu się dowiedzieć, że pierwszy właściciel kupił to auto w salonie samochodowym opla w… Polkowicach przed II wojną światową.
– Na polkowickim rynku – uściśla pan Andrzej. – Gdy ja je kupiłem na złomie, było właściwie w destrukcji – mówi, na dowód prezentując zdjęcia samej, nawet niekompletnej maski.

Od tamtej pory pan Andrzej z kolegami próbuje przywrócić auto do świetności, korzystając tylko z oryginalnych części.
– Po silnik pojechałem aż za Częstochowę. To jest oryginalny silnik, jaki występował w tych autach. I co ciekawe, starszy pan zamontował go sobie w ciągniku rolniczym. Jak weszły kartki na paliwo, to ciągnik postawił i stał tak od lat 80. Gdy kupiliśmy silnik w 2016 r. i go rozkręciliśmy, to okazało się, że z oleju zrobił się żużel. Ale z kolegą z naszego klubu udało się nam ten silnik wskrzesić – dodaje.

Co prawda opel jest już na chodzie, ale na zlot przyjechał na lawecie. Brakuje mu bowiem jeszcze kilku elementów, by mógł zostać zarejestrowany, jak np. lampa czy elementy chromowane.
– Można dać zamienniki, ale to już nie będzie to. Jak przywracać po takiej bitwie, to już trzeba to zrobić właściwie do końca – dodaje. – Mówię córce, że to auto zostanie w rodzinie, dla niej – uśmiecha się.

Zarówno córka pana Andrzeja, jak i syn oraz żona podzielają pasję do starych aut. Rodzina należy do klubu Retro Garage Polkowice. To właśnie koledzy z tego klubu pomagają panu Andrzejowi przy oplu. Choć klub istnieje dosyć krótko, bo od stycznia tego roku, to zgromadził już ponad 20 właścicieli niezwykłych aut. Okazało się bowiem, że w okolicy jest sporo podobnych pasjonatów. Z pewnością ich samych oraz ich samochody będzie można spotkać również na przyszłorocznym zlocie w parku Leśnym.
– Nie mamy przecież daleko – uśmiechają się Tomasz Sobieraj i Krzysztof Sitnicki z Retro Garage Polkowice.
Fot. BM