Od ponad czterdziestu lat Franciszek Machej jest związany z Zagłębiem Lubin. Najpierw jako zawodnik, później jako szkoleniowiec, a obecnie gra w Oldbojach miedziowego klubu. Z okazji 70 urodzin zorganizował tradycyjny już mecz przyjaźni z „Victorią” Hażlach, zespołem z powiatu cieszyńskiego, w którym Franciszek Machej rozpoczął karierę piłkarską. Poniżej rozmowa z byłym bramkarzem miedziowych.
Wspomnienia nie tylko sportowe wiążą się z wsią Hażlach. Tam pan się wychował i tam zaczęła się przygoda z piłką nożną.
Franciszek Machej: Zacząłem tam grać w latach pięćdziesiątych. W naszym meczu przyjaźni było czterech kolegów, z którymi zaczynałem karierę właśnie w tej drużynie. W tamtym czasie nie było jako takiej stabilizacji jeśli chodzi o piłkę nożną. Także uprawiało się praktycznie każda dyscyplinę sportu. Piłka nożna, kolarstwo czy narciarstwo.
Czy wtedy myślał pan, że zostanie zawodowym bramkarzem i będzie bronił barw miedziowego klubu?
Franciszek Machej: Absolutnie wtedy nie myślałbym, że moje sportowe życie tak się potoczy. W tamtych czasie była taka tendencja nie opuszczania domów. Wszyscy praktycznie uczyli się na miejscu. Było sporo szkół oraz zakładów pracy, które dawały nam zatrudnienie na miejscu. Dopiero nasza trójka, ja z kolega i koleżanką zostaliśmy nakaz stażu poza granicami naszego regionu. Ja w Katowicach, kolega niedaleko mnie, a koleżanka podobnie. To był pierwszy wyjazd ze wsi w miasto.
Pytanie może wydać się banalne, niemniej jednak zadam je panu. Co trzeba zrobić, aby utrzymać taką formę przez tyle lat? Rzucający się na bramce siedemdziesięciolatek zadziwia niejednego kibica.
Franciszek Machej: Rada dzisiaj jest jedna, wyżywienie. To co jemy teraz, to najgorsze wynalazki. My mieliśmy prostotę, chleb, mleko, smalec, masło i woda ze studni. Z nami był problem, że ściągali nas rodzice do domu o dwudziestej drugiej czy dwudziestej trzeciej. Chcieliśmy po prostu ciągle grać w piłkę.
Jak pan wspomina grę w Zagłębiu?
Franciszek Machej: Grę w Zagłębiu wspominam bardzo dobrze, bardzo sympatycznie. Dlatego też tutaj się osiedliłem. Jestem tu już od końca lat sześćdziesiątych. Myśmy praktycznie budowali ten zespół i awansowaliśmy do drugiej ligi.
Dwa najważniejsze mecze w pana życiu?
Franciszek Machej: Dla mnie najważniejsze były dwa mecze. Przełomowy, kiedy musieliśmy wygrać z Unią Tarnów, to był system barażowy. Były różne podteksty do tego spotkania, Unia Tarnów mecz musiała wygrać. Spotkanie to, my wygraliśmy i musieliśmy jeszcze pokonać GKS Jastrzębie u siebie. To były dla mnie dwa najważniejsze mecze.
O Janie Tomaszewskim mówi się, że to człowiek, który zatrzymał Anglię. O panu można powiedzieć człowiek, który zatrzymał Szarmacha.
Franciszek Machej: Między innymi tak. Sam Andrzej wtedy do mnie tak po Śląsku powiedział – Słuchaj synek, gdzie ty grosz? Mamy do tej pory kontakt, jesteśmy na stopie przyjacielskiej, a pojedynek z Andrzejem wspominam bardzo mile.