LUBIN. – Za lek, który do tej pory był w połowie refundowany, zapłaciłem 135 złotych. To jest niepojęte, żeby ubezpieczony człowiek musiał w całości pokrywać cenę niezbędnego dla niego leku – denerwuje się Józef Matkowski, emeryt z Lubina. Wszystko za sprawą pieczątek, których od 1 stycznia używają także lubińscy lekarze.
Medycy, według nowej ustawy, są zobowiązani do określania wysokości refundacji poszczególnych leków. Wielu z nich sprzeciwia się normie obowiązującej od tego roku, stawiając na receptach pieczątkę „Refundacja do decyzji NFZ”. W tych okolicznościach pacjent, który do tej pory wykupował lek choćby częściowo finansowany przez Narodowy Fundusz Zdrowia, dziś musi pokryć jego cenę w całości.
W jednej z lubińskich przychodni lekarze wystawiający recepty unikali jakichkolwiek komentarzy w tej sprawie. – Jest to ogólnopolski protest i nie będziemy się tłumaczyć – powiedział jeden z nich. Żaden z medyków nie zgodził się ujawnić imienia i nazwiska. Nie pozwolili też sobie robić zdjęć.
– Powinienem dziś pierwszy raz wykupić ten lek, ale aktualnie nie ma go w aptece – mówi Łukasz Herejczak. – Lekarz od razu powiedział, że nie podlega on już refundacji, więc muszę zapłacić całość. Ciężko powiedzieć, ile dokładnie. Na pewno więcej – podejrzewa chłopak.
Pieczątkowego protestu na swojej skórze nie odczuła jednak pani Jolanta. – Pomimo zniesionej refundacji, za wszystkie leki zapłaciłam niewiele więcej. Być może obniżono cenę dystrybucyjną i stąd to miłe zaskoczenie – zastanawia się kobieta.
Mimo gróźb premiera, do protestu przystępują lekarze z całego kraju. Donald Tusk kilka dni temu powiedział, że lekarze, którzy będą zachowywali się niezgodnie z obowiązującą ustawą, będą podlegali konsekwencjom. NFZ wydał już specjalny komunikat w sprawie protestu i zapewnia, że umieszczenie na recepcie pieczątki „Refundacja do decyzji NFZ” nie powoduje utraty ważności recepty.
– Od niedzieli spotykam się z takimi receptami. Pieczątki nie mają wpływu na ich realizację, a jedynie na cenę przepisanego leku – tłumaczy magister farmacji z apteki przy ul. Kopernika. – Jeżeli na recepcie nie ma informacji o wysokości refundacji, jesteśmy zobowiązani do sprzedania leku za właściwą cenę – dodaje magister.
– Na pewno każdy ma w tym trochę racji i swojego interesu. Lekarze chcą uniknąć niepotrzebnej straty czasu związanej z określaniem wysokości refundacji. Aptekarze nie mają uprawnień, żeby decydować o wystawionych już receptach i muszą sprzedawać leki w stuprocentowych cenach. Z kolei pacjenci chcieliby jak najmniej zapłacić za lek, który przecież do tej pory był refundowany – podsumowuje pan Józef.