Matka rannego oburzona na policjanta

24

LUBIN. Od półtorej doby odchodziła od zmysłów. Nie mogła się dodzwonić do syna, który drugą noc nie pojawiał się w domu. Wreszcie któryś z jego kolegów powiedział, że przeczytał na lubin.pl o rannym mężczyźnie o nieustalonej tożsamości.

– Mieszkam bardzo blisko komendy, więc pobiegłam sprawdzić czy przypadkiem nie chodzi o mojego syna – relacjonuje roztrzęsiona matka 22-latka. Od dyżurnego policji usłyszałam, że to nie jest szpital na Bema tylko policja, a jak chcę sobie zgłosić zaginięcie dziecka, to mam poczekać w kolejce – relacjonuje oburzona kobieta, która w komendzie pojawiła się wczoraj około godz. 16.

Pani Małgorzata z bólu i stresu ledwo trzyma się na nogach. – Jestem jednym kłębkiem nerwów. Będąc w takim stanie zostałam potraktowana jak śmieć. I to przez człowieka w mundurze, który z racji zawodu ma nam służyć pomocą. To skandal! – mówi przez łzy matka 22-latka.

Kobieta nie może zrozumieć zachowania dyżurnego. Zwłaszcza że – jak mówi – w tym czasie piętro wyżej pracował inny policjant, który od wielu godzin próbował ustalić dane osobowe jej syna. – Już mieli memu dziecku pobierać odciski palców i sprawdzać czy przypadkiem nie ma go w policyjnych kartotekach – opowiada pani Małgorzata.

Rozdygotana kobieta wzięła więc taksówkę i pojechała na Bema. Na miejscu zaopiekowała się nią pielęgniarka z izby przyjęć, która pomogła w identyfikacji ofiary wypadku drogowego.

Obawy okazały się uzasadnione. Ciężko ranny mężczyzna o nieznanej dotąd tożsamości okazał się dzieckiem pani Małgorzaty. Chłopak, który został potrącony przez samochód w nocy z soboty na niedziele, nadal jest w ciężkim stanie. Lekarze walczą o jego życie.

Rzecznik dyscyplinarny Komendy Powiatowej Policji w Lubinie, aspirant sztabowy Artur Dybaczewski obiecał wyjaśnić sprawę. Od naszej redakcji wziął numer telefonu do pani Małgorzaty i zadeklarował, że sprawdzi czy zachowanie oficera dyżurnego było faktycznie niewłaściwe.

– Syn nie miał przy sobie dokumentów, bo dwa tygodnie temu skradziono mu dowód osobisty. Za chwilę miał być w domu, ale wciąż nie odbierał telefonu. Okazuje się, że niewiele mu brakowało, by szczęśliwie wrócić. Mieszkamy na Sienkiewicza, a to się stało na przejściu dla pieszych przy Odrodzenia – mówi przez łzy mama ofiary wypadku.

►/aktualnosci,17400,tozsamosc_pacjenta_aktualizacja_.html


POWIĄZANE ARTYKUŁY