LUBIN. Dopiero obietnica rozpoczęcia strajku, złożona przez posła Ryszarda Zbrzyznego, uspokoiła rozwścieczony tłum demonstrantów, którzy po pokonaniu kordonu ochroniarzy wdarli się do siedziby biura zarządu KGHM. Popękały szyby i panele chroniące wejścia do biurowca.
Rannych zostało pięciu pracowników ochrony. Mają zakrwawione ręce i twarz. Wszyscy są na izbie przyjęć pobliskiego szpitala Miedziowego Centrum Zdrowia. Ktoś użył gazu pieprzowego, więc stojący po obu stronach barykady narzekają na pieczenie oczu.
Do siłowego wejścia do budynku prawdopodobnie by nie doszło, gdyby nie fakt, że ochrona nie chciała wpuścić do środka Ryszarda Zbrzyznego. W przekroczeniu progu nie pomógł mu nawet immunitet poselski.
Wtedy nastąpiło apogeum i protestujący szturmem dostali się do budynku. Następnie okazało się, że nie ma z kim rozmawiać, bo – jak brzmi półoficjalna wersja – prezesów nie było już wewnątrz budynku.
– Po coście nas tu w takim razie ściągali – dopytują związkowcy swych liderów, którzy nawołują do tłumu, by wycofać się z akcji. Pikietujący całą frustrację wyładowują na swych przewodniczących. Wytykają im, że przez ostatnie lata nic nie załatwili dla załogi.
W odpowiedzi protestujący słyszą od związkowych liderów nawoływania, by nie dali się sprowokować, bo prezes tylko czeka aż szturmem wejdą do budynku tylko po to, by rozprawiła się z nimi policja. – Mamy pokazać zarządowi swą siłę, a nie agresję – tłumaczą rozwścieczonym górnikom.
– Pikieta szybko przerodziła się w agresywną demonstrację. Demonstranci rzucali m.in. puszkami z piwem, dlatego z oczywistych względów zarząd i dyrektorzy zakończyli rozmowy z protestującymi – czytamy w komunikacie nadesłanym przez biuro prasowe spółki.
Wszystko wskazuje na to, że w budynku biura zarządu KGHM nie ma już prezesów. Prawdopodobnie opuścili biurowiec – tak przynajmniej podejrzewają związkowcy, do których dotarła informacja, że prezes nie spotka się z pikietującymi, ponieważ ktoś z uczestników protestu rzucił w jego kierunku puszką po piwie.
– To niemożliwe! Tu nie było żadnych puszek po piwie. Dla górników piwo to świętość – zaprzecza Ryszard Zbrzyzny, organizator tzw. wysłuchania publicznego i zarazem lider Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego.
– Wejdziem do biura i zaraz zmięknie ci rura – takimi groźbami nawoływany jest prezes Polskiej Miedzi do ponownego wyjścia do protestujących. Na miejscu pojawiła się policja, która – jak stwierdził jej rzecznik prasowy – jest gotowa interweniować w przypadku, gdyby protestujący chcieli siłą wedrzeć się do budynku, w którym mieszczą się gabinety członków zarządu koncernu.
Wulgarne okrzyki towarzyszą dzisiejszej pikiecie związków zawodowych pod biurem zarządu KGHM. Prezes spółki wyszedł do protestujących, ale kiedy tłum zaczął napierać w jego stronę, wycofał się do recepcji głównego budynku. Dostępu do szefa koncernu broni firma ochroniarska, której pracowników wyposażono w specjalne tarcze ochronne.
Będący na miejscu przedstawiciele naszej redakcji oceniają, że na tzw. wysłuchanie publiczne przyszło mniej więcej tylu samo związkowców, co dwa lata temu. Górnicy, tak jak wtedy, zasadzili nowe drzewo pod oknami prezesa. Wówczas była to lipa, a teraz postawili na wierzbę płaczącą.
Bojowe nastroje związkowców próbują gasić liderzy. Ryszard Zbrzyzny i Józef Czyczerski apelują do swych kolegów o spokój. Jednego z nich nie udało się jednak poskromić, bo rzucił się na pracowników ochrony i doszło do szarpaniny.
Pikietujący nie przebierają w słowach. Pod adresem szefa koncernu i polityków PO padają cierpkie i często niewybredne słowa. – Wirth, dzwoń do Tuska! – to jeden z najsubtelniejszych okrzyków.
Związkowcy rzucają w kierunku recepcji jajkami. Jak tłumaczą, chcą w ten sposób zwrócić uwagę na to, że „prezes nie ma jaj”.
– Panie prezesie, niech się pan nie boi załogi. Niech pan do nas wyjdzie i przekona, że dużo zarabiamy! Chyba nie zabraknie panu cywilnej odwagi, by spojrzeć w oczy górnikom – apelują protestujący.
Więcej: /aktualnosci,13965,rozroba_w_polskiej_miedzi_nowe_.html /aktualnosci,13972,kto_kogo_sprowokowal.html