LUBIN. – Mamy machać, krzyczeć czy po prostu wejść na ulicę i zmusić kierowcę żeby się zatrzymał? – pyta jedna z mieszkanek Przylesia. Kobieta jest oburzona zachowaniem kierowców linii numer 7, którzy nie zatrzymują się na przystanku Piłsudskiego-las.
– Mieszkam na Przylesiu i od dawna korzystam z komunikacji miejskiej. Nie miałabym żadnych zastrzeżeń, gdyby nie ostatnie wydarzenia. Jak się okazuje, przystanek Piłsudskiego-las stał się przystankiem na żądanie. Ja jednak o tym nie wiedziałam i kiedy wstałam żeby wysiąść z autobusu, kierowca zaczął krzyczeć, że skoro chcę wysiąść to muszę wcisnąć przycisk stop – relacjonuje kobieta.
Lubinianka opowiada też o innej sytuacji. – W ostatnią sobotę stałam rano na przystanku autobusowym i czekałam na linię 7. Razem ze mną były też trzy inne osoby i pani po przeciwnej stronie. Nadjechała „siódemka”, więc zbliżyliśmy się do przystanku. Tymczasem autobus pojechał dalej. Nie rozumiałam o co chodzi. Dopiero pani z naprzeciwka krzyknęła, że to autobus na żądanie i trzeba machać – opowiada nasza Czytelniczka.
Kobieta, podobnie jak wielu innych lubinian, nie wie jak należy powiadomić kierowcę, że chciałaby wsiąść czy wysiąść z autobusu. Wątpliwości rozwiewa dyrektor PKS, Kazimierz Ziółkowski. – W porozumieniu z miastem zdecydowaliśmy, że część przystanków – tych gdzie wsiada czy wysiada najmniej pasażerów – przekwalifikujemy na przystanki na żądanie. Chodzi o zaoszczędzenie czasu innych pasażeów, jak i samego kierowcy. Otrzymaliśmy jednak sporo sygnałów od pasażerów, że na razie jest to dla nich niezrozumiałe. Zanim więc przyzwyczają się do zmian, kierowcy zostali pouczeni, by zatrzymywać się na każdym przystanku – zapewnia Kazimierz Ziółkowski.
Sukcesywnie PKS będzie się jednak starał przyzwyczaić pasażerów do przystanków na żądanie. – Kiedy będziemy chcieli wysiąść z autobusu wystarczy wcisnąć przycisk stop, a kiedy zatrzymać autobus – pomachać kierowcy ręką. To znacznie ułatwi wszystkim życie – podsumowuje dyrektor.