W nieprzyjaznym kraju (FOTO)

43

LUBIN/ŚWIAT. Próbując okrążyć świat, trójka młodych podróżników, wśród których jest lubinianin Mariusz Demianicz, trafiła do Wietnamu. Tu przekonali się, że podróż autostopem niekoniecznie musi być darmowa oraz jak to jest być chodzącym bankomatem. – To chyba najgorszy kraj, w jakim przyszło nam być – podsumowuje Mariusz.

 

Skąd taka zła opinia? – Ludzie traktują tu każdego białego jak chodzący ATM, czyli bankomat, w dodatku uważając, że to obywatel USA. A przecież Amerykanów, ze względu na wojnę, nikt tu nie akceptuje – mówi podróżujący lubinianin. – Z drugiej strony to naprawdę piękny kraj, a wybrzeże, na którym widok morza przeplata się z górami, jest niesamowite.

Już na samym początku pobytu w Wietnamie trzej wędrowcy przekonali się, że biali muszą tu za wszystko płacić. Złapali autostop, tira. Gdy chcieli wysiąść w Ho Chi Minch City, kierowca zażądał zapłaty za przejazd. – My oczywiście na to się nie zgodziliśmy, bo wyraźnie łapaliśmy go na stopa, więc kierowcy pozostało wielkie rozczarowanie – dodaje Mariusz.

W Ho Chi Minch City podróżnicy trafili do couchsurfera. Był to energiczny malarz, który brał między innymi udział w programie „Idol”. Zamieszkali z nim i jego babcią w centrum miasta w małej kamieniczce.

– Już pierwszej nocy zabierał nas na dużą imprezę, gdzie spotykaliśmy między innymi nasze rodaczki, które tu pracują. Do domu wróciliśmy nad ranem. Jedna z naszych koleżanek została okradziona, ale właśnie przed tym nas ostrzegano, że Wietnam to wyjątkowo złodziejski kraj. Do domu wróciliśmy rano, ale sami, gdyż nasz couchsurfer tak zabalował, że zniknął na kilka dni. Choć zostaliśmy tutaj jeszcze dwa dni, to on w tym czasie już się nie zjawił – opowiada Mariusz.

Z Ho Chi Minch City chłopcy ruszyli na północ kraju. Odwiedzili Hoi An i Hue. Pierwsze miasto słynie z festiwalu puszczania lampionów na rzecze w czasie pełni księżyca. Drugie jest wpisane na listę Unesco, ponieważ znajduje się tu zabytkowa cytadela.

Podróżując, próbowali łapać stopa, jednak każdy żądał zapłaty. Chłopakom pozostał więc transport publiczny. –  Wiele razy dochodziło do sprzeczek i kłótni, a czasem prawie do rękoczynów, bo każdy przewoźnik chciał wyłudzić od nas pieniądze. Jedyną pozytywną rzeczą w tego rodzaju podróżowaniu jest to, że są tu bardzo wygodne sleeping autobusy, w których zamiast siedzeń znajdują się rzędy łóżek – relacjonują podróżnicy.

Chłopcy odwiedzili jeszcze największego białego Buddę oraz pola solne, na których z morskiej wody odzyskiwana jest sól oraz Hanoi i Ha Long Bay. Potem kupili bilety i wyruszyli do Laosu.

– Aura nam nie sprzyjała, bo w Wietnamie było straszenie zimno. Toteż ciepło ubrani podróżowaliśmy kilka godzin na granicę, gdzie znów byliśmy zmuszeni do walki z urzędnikami, którzy za każdy stempel w paszporcie żądali pieniędzy. Jednak ze względu na warunki, jakie tam panowały, była 5.00 i lał deszcz, w pewnym momencie zrezygnowaliśmy, ciesząc się mimo wszystko, że już opuszczamy ten kraj – podsumowuje Mariusz.

Relację z kolejnego etapu podróży po świecie, z Laosu, młodzi podróżnicy obiecali przesłać do naszej redakcji już wkrótce.

Strona trójki wędrowców to: wstronemarzen.wordpress.com


POWIĄZANE ARTYKUŁY