LUBIN/ŚWIAT. Za nimi kolejna przygoda, przed nimi następny kraj, który poznają od podszewki. Trójka podróżników, wśród których jest lubinianin Mariusz Demianicz konsekwentnie realizuje swoje marzenie i próbuje okrążyć świat. Byli już w Indiach, Nepalu, Bangladeszu czy Singapurze. Tym razem w liście do naszej redakcji opisują swoje przygody z podróży po Kambodży.
Wizyta w Kambodża, która dotąd kojarzyła się podróżnikom z dzikim miejscem, zupełnie zweryfikowała ich wyobrażenie o tym kraju. – Już na wstępie mogę powiedzieć, że to właśnie ten kraj podobał nam się najbardziej i że jest to miejsce, które jak do tej pory najbardziej przypominało klimat jaki panuje w naszym kraju – oczywiście klimat tworzony przez ludzi – relacjonuje Mariusz Deminicz.
Po Kambodży panowie podróżowali stopem, bo jak się okazało, był to najłatwiejszy i najszybszy środek transportu. Pierwszym miejscem, do którego przybyli było Siem Reap. Tam zatrzymali się za miastem u młodego nauczyciela języka angielskiego, a ich nowym domem stała się szkoła.
– Siem Reap to miasto, nieopodal którego znajduje się Angkor, czyli kompleks zabytkowych świątyń. My na ich zwiedzanie wybraliśmy się rowerami pożyczonymi ze szkoły – opowiada Mariusz. – Swoją uwagę skupiliśmy głównie na Angkor Wat – czyli głównej świątyni, Bayone – świątyni charakteryzującej się licznymi rytami wykutymi w jej ścianach oraz Ta Prom, gdzie cała świątynia porośnięta jest drzewami, co robi naprawdę niezwykłe wrażenie – dodaje.
Po drodze, jak zwykle nie zabrakło też przygód. Wracając do domu na jakieś 15 km od naszej szkoły Tomek zerwał łańcuch w rowerze, więc proces holowania za pomocą paska od spodni sprawił, że na miejsce dotarliśmy w zupełnych ciemnościach – wspomina z rozbawieniem lubinianin.
Następnym przystankiem podróżników była wizyta w stolicy Phnom Penh. – To chyba najbardziej rozrywka stolica, w jakiej byliśmy, a tysiące ludzi ciągle bawi się na wielkim miejskim placu, gdzie oprócz grania m.in. w piłkę, odbywa się darmowy aerobik pod okiem profesjonalnych trenerów i akompaniamencie muzycznym lecącym z wielkich kolumn ustawionych z każdej strony. Tutaj mieliśmy również okazję skosztować pieczonych pająków, węży, szarańczy, koników polnych, różnego rodzaju larw czy chrząszczy. Nie był to najsmaczniejszy, ale na pewno też nie ostatni tak dziwny obiad w naszym życiu – relacjonują.
W Kambodży podróżnicy zawitali jeszcze do Sihanoukville, czyli nad morze. Tam spędzili pięć dni na ciągłej zabawie – mieszkali bowiem w jednym z zaprzyjaźnionych barów. Zabawie sprzyjał fakt, iż właśnie tam lubinianin obchodził swoje 25 urodziny, więc nie obyło się bez fajerwerków i golenia głowy w urodzinową noc. – Trzeba przyznać, że życie na tej plaży nie zamiera nawet na chwilę, a w kilkudziesięciu brach ciągnących się wzdłuż plaży imprezy trwają bez końca. Z Sihanoukville jednym z ciekawszych stopów, a mianowicie na tirze wiozącym wielkie wory z cementem, udaliśmy się znów do Phnom Penh, w którym po załatwieniu wiz ruszyliśmy w stronę granicy z Wietnamem. To był kolejny krajem na naszej drodze – dodają podróżnicy.
Przy okazji chłopcy przesyłają też pozdrowienia dla wszystkich lubinian, a szczególnie płci pięknej, która niedawno obchodziła swoje święto.
Strona trójki wędrowców to: wstronemarzen.wordpress.com