Rozmowa z Robertem Raczyńskim, prezydentem Lubina ubiegającym się o reelekcję. Materiał pochodzi z ostatniego numeru tygodnika „Wiadomości Lubińskie”.
* Panie prezydencie, dlaczego warto na pana głosować?
– Ponieważ dobrze się żyje w mieście, gdy nie rządzą nim partie. Jestem gwarantem, że nie będą tu wykonywane rozkazy Grzegorza Schetyny czy liderów innych partii. Byłem w sobotę w Wałbrzychu, mieście rządzonym od ośmiu lat przez PO i PiS. Bardzo bym nie chciał, aby Lubin podzielił los tego miasta.
* Apeluje pan do lubinian, by oddawali głosy na radnych z pańskich list wyborczych.
– To konieczne, byśmy mogli raz na zawsze przerwać spory, a co za tym idzie uporządkować sprawę rynku i hali sportowej. Dlatego bardzo proszę, by oddając głos na Raczyńskiego poprzeć także moich radnych. Głosowanie na kandydatów z innych list nie ma sensu, bo znowu będą walczyć i podcinać mi skrzydła w najważniejszych dla Lubina sprawach.
* Pomimo mniejszości w radzie jednak udało sie panu rozpocząć budowę obwodnicy.
– No tak, ale tylko dlatego, że jeden radny się pomylił i zagłosował inaczej niż kazała mu partia. Przyszłość tego miasta nie może zależeć od tego czy ktoś wciśnie właściwy guzik.
* Opozycja wytyka, że jest pan mało widoczny na bankietach i innych oficjalnych uroczystościach.
– Mam świadomość, że niektórym odpowiada błysk fleszy i wzorowanie się na celebrytach. Być może faktycznie, gdybym miał kilku zastępców, znalazłbym czas na salonowe brylowanie. To jednak nie leży w mojej naturze i, co najważniejsze, zbyt drogo kosztuje. Nie zamierzam kupować sobie poparcia tworząc stanowiska dla partyjnych działaczy. Obiecałem to mieszkańcom Lubina i słowa dotrzymuję. Przepraszam, że faktycznie nie zawsze jestem w miejscach, w których powinienem, ale doba ma tylko 24 godziny.
* Kiedy po raz ostatni przecinał pan wstęgę?
(Śmiech) – Nie pamiętam! To było chyba na otwarciu basenu w zeszłym roku. Prawdopodobnie wtedy ostatni raz biegałem z nożyczkami. Ale to nie było święto miasta, tylko szkoły.
* A skąd ta niechęć do takich uroczystości. Bo się kojarzą z PRL-em?
– Trochę tak, ale nie w tym jest problem. Uważam, że obowiązkiem władzy jest porządna praca. To, że oddajemy do użytku jakąś ulicę – to jest normalne, bo to nasz obowiązek i nie widzę tu żadnego powodu do urządzania bankietów. Natomiast należy robić uroczystości z okazji święta miasta. Świętem na pewno będzie hala. Jak ją wreszcie wybuduję, to złamię zasady i wtedy na pewno przetnę wstęgę.
* Konkurenci mają w swych hasłach słowa „nowy”, „zmiana”.
– No tak, ale jakie są te propozycje na zmiany? Bo ja ich nie widzę. Wciąż jestem najmłodszym kandydatem na prezydenta Lubina. Gdzie tu powiew świeżości? Ktoś ode mnie starszy nie zaproponuje zmian i niczego nowatorskiego. Jestem trochę zawiedziony, że moi konkurenci, to ludzie obecni w polityce od 20 lat. Niestety, nie pojawił się nikt młody.
* Jak pan przekona mieszkańców, by ponownie panu zaufali?
– Moja propozycja jest taka, że kontynuuję to, co rozpocząłem i niczym nikogo nie zaskoczę. Moje działania są bardzo przewidywalne. Pamiętam rozmowę sprzed czterech lat z handlowcem podczas likwidacji targowiska. Wówczas usłyszałem, że oczywiście mnie nie lubi, ale przynajmniej wie, czego się może po mnie spodziewać. Niedawno znów się spotkaliśmy. I co usłyszałem? Że ta galeria jednak fajnie wygląda.
* Panie prezydencie, pan dosyć szybko mówi. Nie żal panu wypowiedzianych słów, chociażby tych nierobów pod adresem starostwa, które podało pana do sądu?
– Ten proces udowodnił, że lubińscy politycy zajmują się głównie sobą. Trafiliśmy na władzę, która jest dumna z siebie i wyjątkowo nieodporna na krytykę. W pracy są różne emocje i nie wyobrażam sobie, by na przykład górnik górnika podawał do sądu za ostre słowa. Życie polega na ciągłym rozwiązywaniu konfliktów, a jak ktoś jest zbyt wrażliwy, to niech się nie pcha do władzy publicznej.
* O pańskim stosunku do krytyki świadczy lubin.pl. To jedyny taki portal w Polsce, gdzie gospodarza można krytykować na oficjalnej stronie. Nigdy pan na to nie reaguje.
– Ja tam nikogo po sądach ciągać nie będę. Każda osoba, która chce sprawować godność urzędu publicznego musi mieć świadomość, że społeczeństwo różnie reaguje. Doskonale to rozumiem. Pojawiają się konkretne dramaty, kiedy na przykład z budową nowej drogi wiąże się likwidacja działek przy ul. Legnickiej. Wiadomo, że to wywołuje skrajne emocje i nic dziwnego, że ktoś na mnie siarczyście zaklnie. Natomiast moim obowiązkiem jest znieść te obelgi. Taki działkowiec się musi na mnie wyładować, bo to ja mu zabieram miejsce, w którym być może poznał żonę lub posadził drzewo po narodzinach syna.
* Panie prezydencie, chciałabym usłyszeć od pana po jednym zdaniu na temat kontrkandydatów.
– Ale nagrywamy to? Tak?
* Generalnie nie musimy, ale jak już wspomniałam pan dość szybko mówi i nie nadążam notować.
– No dobrze, zacznę alfabetycznie. Pan Cybulski. Zna się na lesie. I to dobrze, podobno. Lubię słuchać jego gawęd o lesie. Muszę przyznać, że ładnie to robi.
* Pan Wojnarowski.
– Pan Wojnarowski dobrze wygląda w szaliku, w którym się prezentuje. Rzeczywiście, ładny ma szalik.
* Ach, miało być alfabetycznie. To proszę o panu Gojdziu.
– Pan Gojdź. Polecałbym, żeby zmienił spodnie, bo ma niedopasowane do marynarki.
* Panie prezydencie! Wolałabym jednak byśmy nie rozmawiali o garderobie. Do pana też się można przyczepić, że uległ modzie i zrezygnował z krawatów.
– Ale to jest moja ocena tych kandydatów. To widzę w tych panach, obserwując ich kampanie wyborcze. Przy ich wypowiedziach zauważam właśnie takie rzeczy, bo reszty nie słyszę. Bo tam nic nie ma.
* Jak pan oceni fakt, że czołowy polityk PO, marszałek Schetyna omija Lubin, ale ma czas, by polecieć do Szanghaju i tam spotkać się z prezesem KGHM? Nie widać go było na otwarciu stadionu czy uroczystościach górniczych. A przecież jest posłem tej ziemi.
– To jest ta różnica między samorządowcami, a zawodowymi politykami. Oni nie czują się odpowiedzialni za teren, na którym zdobywają mandat, bo w każdej chwili mogą zmienić okręg wyborczy. Pan Schetyna następnym razem może startować na przykład z Warszawy. Poseł nie musi więc czuć odpowiedzialności za teren, w którym go wybrano. Ma to z kolei olbrzymie znaczenie dla nas, samorządowców, bo my następnego dnia po wyborach tu zostajemy.
* Czy należy się obawiać dalszej prywatyzacji KGHM.
– Nie wiem o czym rozmawiano w Chinach. I po co tak naprawdę Grzegorz Schetyna pojechał do Szanghaju.
* Ponoć przede wszystkim po to, by zamknąć polski pawilon na Expo.
– Żeby coś zamknąć, to się wysyła woźnego, a nie marszałka Sejmu. Jeśli pan Schetyna wyjeżdża do Chin i rozmawia tam z prezesem KGHM, to nie mówmy o zamknięciu jakiegoś pawilonu.