Rozmowa z Robertem Pietryszynem, byłym prezesem futbolowego Zagłębia Lubin i pomysłodawcą budowy stadionu Dialog Arena. Materiał pochodzi z ostatniego numeru tygodnika „Wiadomości Lubińskie”.
* Panie prezesie, wielu kibiców do dziś bardzo ciepło wspomina pana rządy w klubie. W końcu to z pańskim nazwiskiem kojarzony jest nowy stadion.
– Faktycznie, to bardzo miłe, że do teraz jestem często zaczepiany przez sympatyków Zagłębia. Dostaję od nich pytania, w których nierzadko pojawiają się różne przemyślenia na temat obecnej sytuacji w klubie. Nie oceniam tego, bo nie chcę być oskarżony o uprawianie jakiejś polityki. Wciąż kibicuję temu klubowi i mam nadzieję, że będzie w nim tylko lepiej.
* Kibicuje pan Zagłębiu Lubin, a tymczasem pojawiają się opinie, że jest pan pracownikiem Śląska Wrocław, klubu który – delikatnie mówiąc – nie cieszy się sympatią lubinian.
– To są informacje wyssane z palca. Nie jestem pracownikiem Śląska.
* Panu, jako pierwszemu menedżerowi klubu, udało się przekonać władze Polskiej Miedzi do budowy nowego obiektu.
– Kiedy przyszedłem do Zagłębia tak naprawdę nikt nie myślał o budowie stadionu, ale były tylko slogany o konieczności powstania nowego obiektu, które powtarzano od lat. Wówczas przygotowałem sobie doskonały zespół współpracowników, świetnie przygotowanych zawodowców, ludzi mających duże doświadczenie. Mieliśmy do wykonania ciężką pracę i cel został osiągnięty.
* No tak, Zagłębie zostało mistrzem Polski i ruszyła budowa stadionu.
– Bardzo wysoko ustawiliśmy sobie poprzeczkę i ją nawet przeskoczyliśmy. Niestety, nie udało nam się dokończyć budowy. Stadionowi brakuje kilku elementów, które znalazły się we wstępnych założeniach. Zabrakło przede wszystkim telebimów oraz czegoś, co bardzo poprawiłoby estetykę stadionu, czyli płyt miedzianych, które nawiązywałyby do charakteru regionu. Planowaliśmy obłożyć nimi stadion. Ponadto zmieniono kompletnie położenie loży dla VIP-ów. Miały być do wykupienia poszczególne boksy, a tymczasem mamy jedno duże pomieszczenie dla wszystkich. Moja koncepcja była taka, by zarabiać na karnetach dla VIP.
* Dzieła pan nie dokończył, ale był pan na uroczystym otwarciu obiektu.
– Tak byłem, choć to wydarzenie nie miało takiej rangi, jak planowaliśmy. Chciałem, żeby zagrała tu Benefica Lizbona, by pojawili się tak słynni piłkarze, jak Eusébio i Diego Maradona. Przyjazd takiej sławy to naprawdę niewielki koszt i wynosi zaledwie kilka tysięcy euro. Miał być wielki mecz, z wielkimi gwiazdami. Miało tu być zjawiskowe wydarzenie, połączone z koncertem. Ale nasza koncepcja widać nie znalazła uznania w oczach następców i odbyło się zwyczajne spotkanie ligowe.
* A jak pan skomentuje dramatyczny apel, pod którym podpisali się politycy różnych partii do prezydenta Lubina Roberta Raczyńskiego w sprawie umorzenia podatku od stadionu?
– Dla mnie zaskakujące jest to, że politycy potrafią mówić jednym głosem. Tylko szkoda, że atakując, a nie pomagając. Pracowałem dwa lata w Lubinie i okres współpracy z Robertem Raczyńskim oceniam bardzo wysoko. Bez współpracy z miastem nie powstałby stadion, więc naprawdę chylę czoła przed panem prezydentem, wręcz jestem jego fanem. Mam też to szczęście, że jestem spoza Lubina i nie muszę tutaj się nikomu kłaniać.
* Ale czy klub może dobrze funkcjonować, nawet bez zwolnienia go z tego podatku od nieruchomości?
– Może najpierw rozstrzygnijmy czym jest podatek. Jest to danina publiczna, a klub jest spółką prawa handlowego. Jeśli takiej ulgi zażądają kolejne spółki w mieście, to co wówczas? Przecież miasto musi jakoś funkcjonować i tutaj rozumiem pana prezydenta. Z drugiej jednak strony, to nie pan prezydent podejmuje takie decyzje, tylko rada miejska. Tutaj trzeba usiąść i porozmawiać, a nie przerzucać się politycznymi oświadczeniami i atakami na prezydenta, aby dzięki temu uzyskać jakieś punkty polityczne. Z tym się akurat nie zgadzam.
* Wróćmy jednak do kwestii, którą nazwał pan daniną publiczną.
– Klub dobrze funkcjonuje. Ma duży budżet i hojnego sponsora. Pozostaje kwestia zarządzania tymi pieniędzmi. Nie chcę oceniać obecnej sytuacji, ale ja sobie radziłem bez tych zwolnień podatkowych i bez takich apeli.
* Co zrobić, by w tej rundzie Zagłębie nie zajmowało dwunastej lokaty, ale chociaż na przykład ósmą? Czy są jacyś zawodnicy, których chciałby pan kupić? Trenerzy, których wymienić?
– Zmiany są oczywiście potrzebne, ale nie chciałbym robić tutaj dogłębnej analizy. Jest tu bardzo zdolny trener, mam na myśli Marcina Broniszewskiego. Młody człowiek o wielkiej wiedzy i dużym temperamencie.
* Panie prezesie, ale to za pańskiej kadencji Zagłębie zdobyło mistrzostwo Polski. Mamy więc chyba prawo poprosić pana o wskazówki, co zmienić, by powtórzyć ten sukces, na który czekają wszyscy kibice w Lubinie?
– Trzeba zacząć zarządzać tym klubem i robić to w sposób profesjonalny. Widocznie gdzieś są tu jakieś braki. Tego nie wiem. Gdzieś problem jest, stąd powinien usiąść zarząd i ocenić sytuację. Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale nie chcę być takim mądrym doradcą, co to poprzez media przemawia do zarządu klubu. Na pewno jest problem i ten problem władze sportowej spółki powinny rozwiązać.
* Panie prezesie, nie jest tajemnicą, że jest pan częstym gościem w Lubinie. Czyżby swoją przyszłość wiązałby pan z tym miastem?
– Rzeczywiście, często tutaj przyjeżdżam, ponieważ w Lubinie mam bardzo wielu przyjaciół. Na dziś trudno jednak przesądzać czy moja przyszłość zawodowa znów się będzie wiązać z tym miastem.
* Czy mając na myśli lubińskich przyjaciół, mówi pan też o kibicach? Ponoć pracując w innych klubach nie spotkał pan tak dobrej atmosfery, jak tutaj?
– To prawda. Miałem podobne doświadczenia z kibicami współpracując w Bydgoszczy czy z łódzkim Widzewem, ale muszę przyznać, że moja współpraca z kibicami w Lubinie układała się fantastycznie. Nie czułem wtedy jakiejś polityki czy nacisków. Tego nie było. Fajnie się współpracowało. Jak się spotykaliśmy, zawieraliśmy jakieś porozumienie i tego się zawsze obie strony trzymały. I za to mam ogromny szacunek do lubińskich kibiców i zawsze będę im się za to nisko kłaniał.