Przysypany w wyniku wstrząsu w kopalni Polkowice-Sieroszowice sztygar nie żyje. Ratownicy dotarli do uwięzionego mężczyzny, jednak było już za późno. Polkowiczanin prawdopodobnie zmarł na miejscu.
Górnik został przysypany przez skały ponad 1000 metrów pod ziemią tuż przed godziną 3. Ratownicy starali się zlokalizować mężczyznę i dotrzeć do niego jak najszybciej, jednak nie było z nim kontaktu.
– Sztygar, który zginął miał 50 lat. W kopalni pracował od 24 lat, a od 23 lat pod ziemią. W KGHM był zatrudniony już od 14 lat, wcześniej był pracownikiem kopalni w Nowej Rudzie – informuje Dariusz Wyborski, rzecznik Polskiej Miedzi.
Mężczyzna był żonaty. Nie miał dzieci. Jego żona została już poinformowana o tragedii i jest pod stałą opieką psychologa.
Do wypadku doszło na szybie SW-1 w rejonie G-54 około 1020 metrów pod ziemią. Praca w tym miejscu na razie została wstrzymana. O godzinie 14 na miejsce wypadku zjedzie specjalna komisja, która zbada dlaczego doszło do wstrząsu.
W wyniku wypadku poszkodowanych zostało jeszcze dziewięciu górników. Trzech z nich odniosło poważne obrażenia. Jeden z nich jest pracownikiem firmy Maxam.