– Byłem trzeźwy, gdy prowadziłem samochód – zarzeka się radny gminy Lubin. Inne zdanie na ten temat ma leśnik, z którego autem spotkał się samorządowiec: – Ten pan próbował coś powiedzieć bełkoczącym głosem. Zdałem sobie wtedy sprawę, że jest pijany – stwierdził. Jak było naprawdę, rozstrzygnie lubiński sąd.
Przed wymiarem sprawiedliwości, równo rok po tym jak zatrzymała go policja, stanął dziś radny gminy Lubin Ryszard B. Jest on oskarżony o to, że prowadził samochód będąc pod wpływem alkoholu.
– Gdy kierowałem autem, byłem trzeźwy. Alkohol wypiłem dopiero po całym zdarzeniu – tłumaczył sędziemu oskarżony. Do swoich wyjaśnień, które wcześniej złożył, dodał jednak dziś jeden drobny szczegół. Przypomniał bowiem sobie, że przed tym jak usiadł za kierownicą wypił szklankę piwa. Jak tłumaczył, zaspał, chciało mu się pić rano, a w domu nie było żadnego innego napoju. Zataił jednak wcześniej ten fakt, w obawie, że może mieć nieprzyjemności w pracy.
Według słów radnego całe zdarzenie wyglądało mniej więcej tak: około 5.30 wyjechał z domu w Szklarach Górnych do pracy na szyb Polkowice Wschodnie. Wcześniej jednak wypił szklankę piwa. Był spragniony, a w domu nie było nic innego. Było już późno, nie chciał się spóźnić do pracy. W pracy poprosił o urlop i już o 6.30 wracał do domu. Pojechał przez las, żeby było szybciej. Na leśnym trakcie spotkał leśniczego Romana. Ponieważ droga była wąska, pojazdy otarły się o siebie. Leśniczy uznał, że to wina Ryszarda B. i chciał wezwać policję, aby rozsądziła spór. Ostatecznie radny zgodził się załatwić sprawę polubownie i dał leśnikowi 180 zł na pokrycie szkód. Gdy wrócił do domu, uznał jednak, że nie on jest winny uszkodzeniu samochodów i ponownie udał się do pana Romana.
– Zażądałem zwrotu pieniędzy. Chciałem bowiem zgłosić szkodę swojemu ubezpieczycielowi. Zrobiło się nerwowo. Kłóciliśmy się. Leśnik stwierdził, że rysa na jego aucie powstała z mojej winy – relacjonuje samorządowiec, który zasiadł na ławie oskarżonych. – Wróciłem do domu, żeby się uspokoić. Wypiłem trochę wódki. Później zadzwoniłem po brata, żeby zawiózł mnie po samochód. Zostawiłem go bowiem pod leśniczówką.
W lesie, według słów radnego, czekała już na niego policja. Wezwał ją leśnik. – Zatrzymali mnie, twierdząc, że jestem pijany. Nie chcieli słuchać, że wypiłem dopiero po całym zdarzeniu i po alkoholu nie wsiadałem za kierownicę – podsumowuje.
Od tego co dziś opowiedział sądowi Ryszard B. różnią się jednak nieco zeznania świadka – leśniczego, z którym marcowego ranka w ubiegłym roku spotkał się oskarżony na leśnej drodze.
– Gdy ten pan otarł się swoim autem o moje, a potem bełkoczącym głosem próbował coś powiedzieć, zdałem sobie sprawę, że jest pijany – stwierdził otwarcie leśniczy. – Dogadaliśmy się polubownie, nie wezwałem policji, ale ponieważ był nietrzeźwy, powiedziałem, żeby zostawił samochód przed leśniczówką i wrócił do domu pieszo. Potem jednak ten pan pojawił się znowu i zażądał zwrotu pieniędzy. Wezwałem więc policję, żeby rozsądziła spór – zeznał przed sądem leśniczy.
Jak było naprawdę? Radny Ryszard B. pił alkohol przed czy po kolizji? To ma ustalić sąd. Kolejne przesłuchanie już pod koniec kwietnia. Sędzia będzie przesłuchiwał kolejnych świadków.