Czarny public relations sprawdził się znakomicie. Odbiór społeczny jest taki, że to wyłącznie związkowcy dorabiają się fortun na miedzi. Tak jakby wysokie zarobki w koncernie dotyczyły tylko tej grupy pracowników, a reszta załogi klepała biedę.
Przypomnijmy, że wraz z początkiem tego tygodnia organizacje pracownicze z KGHM znów padły ofiarą tzw. przecieku kontrolowanego. Ogólnopolskie media, a zwłaszcza fora internetowe aż huczą od plotek i komentarzy na temat zarobków liderów związków zawodowych w Polskiej Miedzi.
Serwisy cytują „Dziennik Gazetę Prawną”, który dotarł do rzekomo wewnętrznej dokumentacji miedziowego holdingu, a ściślej do listy płac związkowców. Prawda jest jednak taka, że ujawniono jedynie wynagrodzenie trzech z nich: Józefa Czyczerskiego z miedziowej „Solidarności” oraz Leszka Hajdackiego i Ryszarda Kurka ze Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego.
Uposażenie tych związkowców nie jest tajemnicą i nie wymaga żadnego dziennikarskiego śledztwa. Wszyscy panowie zasiadają bowiem w radzie nadzorczej KGHM, a że spółka jest notowana na giełdzie – zarobki organów jej władzy są jawne. Wystarczy zajrzeć do raportu rocznego Polskiej Miedzi.
Co ciekawe, kiedy dziennikarze pytają o pensje prezesów – biuro prasowe zawsze odsyła ich do tegoż raportu i nie chce udzielać informacji wprost. W przypadku związkowców sprawa jest ułatwiona i tutaj nikt nie zmusza żurnalistów do lektury opasłej i pełnej szczegółów „cegły”.
Trzy miesiące temu liderzy związków zawodowych byli bohaterami dokładnie tej samej „afery”. Teraz sprawę odgrzano na nowo i zrobiono z niej temat dnia. Dzięki temu cały kraj znów usłyszał, jak to lubińscy działacze dorabiają się fortun.
Publicyści i komentatorzy piętnują patologię, a słuchacze złorzeczą w przekonaniu, że to wszystko z… pieniędzy podatników.
Przy tej okazji szefów miedziowych organizacji porównuje się do kolegów z innych przedsiębiorstw. Nikt jednak nie wspomina, że do KGHM państwo nie musi dokładać ani złotówki. Wręcz przeciwnie, reperuje swój budżet rokrocznie zabierając tej spółce sowitą dywidendę.
Czarny public relations wymierzony w związkowców, od lat współdecydujących o losach spółki, pojawił się w kwietniu, kiedy załoga domagała się podwyżek. Następnie w sierpniu, czyli w chwili, gdy pracownicy protestowali przeciwko rządowym planom dalszej prywatyzacji spółki.
– W mojej ocenie to celowe działanie – przyznaje Józef Czyczerski, szef miedziowej „Solidarności”. – Chodzi o przykrycie jednego tematu innym. W zeszłym tygodniu – oceniając zyski, którymi chwali się zarząd, złożyliśmy wniosek o podwyżkę i to jest właśnie reakcja na tę propozycję. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi, ale za to oblewa się nas błotem. Jestem przekonany, że ludzie nie uwierzą w te rzekome zarobki. Pracownicy Polskiej Miedzi wiedzą, jakie jest średnie miesięczne wynagrodzenie – podsumowuje lider prawej strony organizacji związkowych.
– Dział propagandy, wyznaczony przez zarząd KGHM, próbuje odwrócić uwagę od zasadniczych problemów, czyli planowanego zagrabienia dywidendy podczas Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia – komentuje Ryszard Zbrzyzny, lider konkurencyjnej organizacji pracowniczej. – Ma to osłabić działania związkowców. Nie pozwolę się zmanipulować. Od dwudziestu kilku lat nie biorę z tej firmy żadnych pieniędzy, nie jestem też członkiem Pracowniczego Programu Emerytalnego, który wywalczyliśmy dla całej załogi KGHM. Jeżeli będziemy mieć do siebie zaufanie, to jesteśmy w stanie wiele zrobić. A celem tej nagonki jest osłabienie naszych organizacji i utrata zaufania całej załogi w stosunku do związków. Wykorzystywane są te same metody i jest to obrzydliwa gra. W jedności siła, dlatego nie możemy dać się zwieść tym sezonowym graczom. Jeżeli zarząd KGHM kieruje się takimi metodami, to są to trampkarze – komentuje.
O KGHM, związkach i miedziowych górnikach w gazetach faktycznie sporo się pisze. A to premier Tusk głośno mówi o potrzebie ograniczenia liczby związków działających w jednym zakładzie, nazywając je biznesowymi holdingami. W czasie strajku ostrzegawczego media informowały, że górnicy z Rudnej przyszli pijani do pracy. Natomiast jeden z tabloidów odkopał temat sprzed roku, jak to podobno Ryszard Zbrzyzny chciał wyłudzić od miedziowej spółki telewizor i antenę satelitarną, żeby oglądać mecze piłki nożnej.
Przed Nadzwyczajnym Walnym Zgromadzeniem sprawy te znów powracają na łamy gazet. O Barbórce nikt już nawet nie wspomina.
*Tekst pochodzi z dzisiejszego wydania „Wiadomości Lubińskich”