Zemsta gangsterów?

70

Spłonął bar na lubińskim osiedlu Polne. Jego właścicielka przed dwoma miesiącami wydała policji bandytów, którzy przyszli do niej po haracz – artykuł o tej historii można przeczytać w dzisiejszej „Panoramie Legnickiej” dołączonej do „Gazety Wrocławskiej”.

– To ewidentnie było podpalenie – mówi Elwira Buczek, rzeczniczka prasowa lubińskiej policji.

W sobotni poranek – po trzech miesiącach działalności – spłonął bar Hulio przy ul. Jana Pawła II w Lubinie. Była piąta rano, w lokalu siedzieli jeszcze klienci, gdy do środka wszedł mężczyzna w kapturze. Rozlał po barze łatwopalną substancję i buchnęły płomienie. Ludzie zdołali uciec na zewnątrz, ale ogień strawił wyposażenie, m.in. automaty do gier, telewizor, bar. Strażacy ugasili płomienie. Straty oszacowano na 20 tysięcy złotych.

Właścicielka baru – młoda dziewczyna – pod koniec października wypowiedziała wojnę lubińskim gangsterom. Krótko po otwarciu lokalu dwukrotnie ją nachodzili. Za pierwszym razem zdemolowali toaletę. Gdy wrócili po tygodniu, pobili klientów,  zniszczyli meble. To wtedy zdecydowała się przerwać panującą wśród lubińskich restauratorów zmowę milczenia i podała policji nazwiska napastników. Po błyskawicznym śledztwie zatrzymano siedmiu mężczyzn. Byli wśród nich Igor i Kowal – przywódcy jednej z grup przestępczych terroryzujących Lubin, ale też – jak twierdzi rodzina jednego z aresztowanych – niewinny chłopak, który przyszedł do Hulio napić się piwa i na swoje nieszczęście został skojarzony z bandytami. Właścicielka baru twierdzi, że próbowali ją zastraszyć i wymusić haracze. Nie miała wątpliwości, że postąpiła słusznie. W całodobowy bar przy ul. Jana Pawła II zainwestowała oszczędności całego życia. Prowadziła go wspólnie z chłopakiem.

– Może innych stać na płacenie bandytom, mnie nie – mówiła w listopadzie dziennikarzom „Gazety Wrocławskiej”. Po pożarze nie można się już było do niej dodzwonić.

Restauratorzy z Lubina niechętnie mówią na temat haraczy. Jeden z nich przez lata opłacał się bandytom. Kiedy po tzw. opłaty za ochronę zaczęły się zgłaszać dwie konkurencyjne grupy, zakończył wieloletnią działalność i wyjechał z miasta. Inny – jak twierdzi – nie płaci, choć gangsterzy chcieli od niego pieniądze. Pod ladą trzyma kij bejsbolowy, gdyby mieli kiedyś wrócić.

Właścicielka Hulio od dwóch miesięcy była pod specjalną ochroną policji. Patrole zaglądały do środka kilka razy dziennie. W razie jakichkolwiek problemów, lubinianka miała dzwonić bezpośrednio na telefony komórkowe wysokich oficerów dolnośląskiej policji.

Więcej w dzisiejszej „Panoramie Legnickiej”.


POWIĄZANE ARTYKUŁY