50 lat żeńskiego szczypiorniaka: Historia Kai Załęcznej

798

Jest wychowanką MKS Zagłębia Lubin, a swoją przygodę rozpoczęła już w czwartej klasie szkoły podstawowej. Kaja Załęczna jest bohaterką kolejnej części naszego historycznego cyklu z okazji 50-lecia istnienia żeńskiej sekcji piłki ręcznej w Lubinie. W następnym odcinku przedstawimy historię golkiperki „Miedziowego” klubu – Elżbiety Bogudzkiej.

Na pierwszym planie Kaja Załęczna, następnie z numerem 17 Vanessa Jelić, Jelena Kordić i bramkarka Patrycja Chojnacka

Na początku muszę zapytać jak piłka ręczna zawładnęła sercem Kai Załęcznej? Kiedy to dokładnie było?

Kaja Załęczna: Zawsze byłam ruchliwym dzieckiem, nie mogłam usiedzieć na jednym miejscu. Sport towarzyszył mi od najmłodszych lat dzięki moim rodzicom, którym wiele zawdzięczam. Już jako dziecko chodziłam na basen, lodowisko, jeździłam na nartach, wrotkach i na rowerze. Dzięki temu rozwijałam się sportowo nie tylko na zajęciach w szkole, czy przedszkolu. W dzieciństwie całe dni spędzałam na dworze bawiąc się z rówieśnikami i kiedy dowiedziałam się, że w szkole, do której uczęszczałam zostanie stworzona klasa sportowa wiedziałam, że muszę się w niej znaleźć.  W Szkole Podstawowej nr 11 im. Janusza Korczaka w Lubinie  (obecnie SP12 przy ul. Szpakowej, przyp. red.) w czwartej klasie rozpoczęła się moja przygoda z piłką ręczną. Oprócz rozszerzonej ilość godzin wychowania fizycznego uczęszczając do podstawówki trenowałam na zajęciach popołudniowych piłkę ręczną i tenis ziemny. Po ukończeniu szkoły podstawowej przeszłam do klubu, do Zagłębia i wtedy zdecydowałam, że będę trenować piłkę ręczną, rezygnując z zajęć tenisa.

Mówi się, że wychowankowie zawsze mają ciężej. Jak było w twoim przypadku?

Kaja Załęczna: Jest w tym nutka prawdy. Wychowanka jest na miejscu i nie trzeba się o nią starać. Te, które przychodzą z zewnątrz mają swoje wymagania zarówno te finansowe jak i co do ilości gry na swojej pozycji. W moim przypadku co roku musiałam walczyć o miejsce w szerokim składzie, gdyż klub sprowadzał kolejne zawodniczki z większym doświadczeniem, co było oczywiście zrozumiałe biorąc pod uwagę aspiracje medalowe Zagłębia. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że przejście z piłki młodzieżowej do seniorskiej jest najcięższym okresem dla zawodniczki, ponieważ wchodzi się na zupełnie inne obciążenia treningowe, zderza się fizycznie z zawodniczkami o piętnaście lat starszymi z ogromnym doświadczeniem boiskowym i przeskoczenie tego jest czasami niemożliwe. Mi się udało z czego się ogromnie cieszę.

Jak trafiłaś do Interferie Zagłębie Lubin?

Kaja Załęczna: Zaczęło się od małych sukcesów w swojej kategorii wiekowej. Najpierw zostałam zauważona przez trenera Dyrkacza z Wrocławia, który powołał mnie na zgrupowanie kadry makroregionu dolnośląskiego, z której później trafiłam do reprezentacji Polski, gdzie trenerem była Lidia Walczyk. W reprezentacji przeszłam wszystkie etapy szkolenia zaczynając od kategorii junior młodszy, a następnie junior starszy i młodzieżówka. Zauważył mnie również trener pierwszego zespołu Zagłębia Roman Jezierski i w wieku 16 lat dołączyłam do kadry seniorek, gdzie w towarzystwie starszych koleżanek mogłam podnosić swoje umiejętności.

Spośród wielu wspomnień na arenie krajowej, chyba najbardziej w głowie utkwił ci sezon mistrzowski, gdzie zdobyłyście podwójną koronę?

Kaja Załęczna: Muszę przyznać, że był to piękny i wyjątkowy sezon zakończony zdobyciem podwójnej korony, a więc Pucharu Polski i mistrzostwa Polski w 2011 roku. Wspaniały zespół, świetne zawodniczki, z których sześć lub siedem w ówczesnym czasie było etatowymi reprezentantkami Polski. Kadrowo bardzo wyrównana drużyna, gdzie na każdej pozycji, były dwie równorzędne zawodniczki. Mam wiele fantastycznych wspomnień, a drugim takim ważnym sezonem był dla mnie zdobyty w 2006 roku srebrny medal, gdzie do pełni szczęścia zabrakło nam naprawdę niewiele, bo przy stanie rywalizacji w play-off 2-2 przegrałyśmy decydujący mecz jedną bramką, po dogrywce i serii rzutów karnych. Myślę, że ten sezon i medal z 2006 roku jest dla mnie jednym z najbardziej wartościowych.

Historię z reprezentacją Polski rozpoczęłaś meczem z Austrią. Za tobą również udział w mistrzostwach Starego Kontynentu i naszego globu. Jak wspominasz ten czas i koleżanki z kadry?

Kaja Załęczna: Pamiętam, że formę reprezentacyjną czułam już rok przed pierwszym powołaniem trenera Jerzego Cieplińskiego. Czułam się wtedy fantastycznie przez cały sezon na skrzydle wraz z Magdą Młot (obecnie Maniak). Ale kadra to oczywiście coś innego. Najlepsze zawodniczki z całej Polski oraz klubów zagranicznych. Na początku nie miałam za wiele szans gry, dopiero gdy trenerem został Zenon Łakomy byłyśmy z Kingą Grzyb etatowymi lewymi skrzydłami w kadrze. Dzięki zaufaniu trenera jakim mnie obdarzył zagrałam w mistrzostwach Świata we Francji oraz Mistrzostwach Europy w Szwecji. Był to piękny okres choć fizycznie bardzo ciężki. Odczuł to szczególnie mój kręgosłup, który odzywał się już za kadencji Krzysztofa Przybylskiego. Od każdego trenera starałam się nauczyć jak najwięcej. Podobnie było za Kima Rasmussena, który zaskoczył mnie zupełnie prowadzeniem kadry. Czytał dziewczyny, wiedział kto się z kim lubi i jak zrobić atmosferę. A najważniejsze były zasady na boisku, których trzeba było pilnować szczególnie na skrzydle. Z byłymi zawodniczkami kadry do tej pory utrzymujemy kontakt i spotykamy się przy okazji gry reprezentacji.

Nominalnie jesteś skrzydłową, ale udowodniłaś, że inne miejsca na boisku także ci nie obce.

Kaja Załęczna: Swoją przygodę z piłką ręczną zaczynałam grając na rozegraniu, później zostałam przestawiona na skrzydło i tak zostało przez większość mojej kariery. Jednak u trenerki Bożeny Karkut nie ma zawodniczki przypisanej do jednej pozycji, muszą umieć się poruszać w różnych częściach boiska, dlatego grałam na lewym i prawym skrzydle oraz na środku rozegrania i co ciekawe niektórzy pamiętają mnie tylko z tej ostatniej części mojej kariery, zresztą co tu się dziwić trenerce, że chciała mnie postawić na inną pozycję… praktycznie przez całą swoją karierę klubową byłam pod jej skrzydłami (19 sezonów), zatem już pewnie nie mogła na mnie patrzeć na lewym skrzydle i szukała coś nowego.

Europejskie puchary, mecze z Bayerem Leverkusen w EHF Cup czy Buxtehuder SV i Gil Eanes-Lagos w turnieju kwalifikacyjnym Ligi Mistrzyń. W każdym z nich mocno walczyłyście z rywalkami, choć rezultat nie zawsze był dla was korzystny.

Mecz Metraco Zagłębia Lubin z Bayer Leverkusen w Hali RCS w 2014 roku

Kaja Załęczna: Zagłębie to klub, który mimo wysokich kosztów udziału w europejskich pucharach co roku, jeśli oczywiście jest wywalczone miejsce w tych rozgrywkach, podejmuje rękawice i startuje do rywalizacji. Jest to super doświadczenie i coś nowego. Na arenie krajowej zespoły grając wiele lat naprzeciwko siebie znają się bardzo dobrze. A granie z innymi europejskimi drużynami daje możliwość zderzenia się z inną piłką ręczną, innymi zawodniczkami, halami i kibicami. Mogę nie wymienić wszystkich krajów, ale dzięki udziałowi w pucharach grałam z drużynami z Niemiec, Francji, Słowacji, Hiszpanii, Danii, Norwegii, Rosji, Białorusi, Turcji, Chorwacji, Macedonii, Cypru, Izraela czy też Austrii. Byli rywale słabsi, ale też ci mocniejsi, każdy prezentował inny styl gry. Dzięki licznym wyjazdom mogłam poznać również inne kultury czy zwyczaje. Jest co wspominać.

Zdobyłaś pierwszą historyczną bramkę dla Zagłębia w Hali RCS. To na pewno zostaje w głowie tym bardziej, że jesteś z tego miasta.

Kaja Załęczna: Cieszę się, że są historycy sportowi, którzy takie rzeczy pamiętają, ja powiem szczerze nie miałam o tym zielonego pojęcia (śmiech). To miłe. Dla mnie było bardzo ważne, że mogłam rozegrać mecze na tak pięknej hali u siebie w mieście. Gdzie kibice mogą przyjść całymi rodzinami, wygodnie usiąść i w komfortowych warunkach oglądać mecze i kibicować swojej drużynie. Cieszę się ogromnie, że w Lubinie powstała taka fantastyczna hala, z której mogą korzystać nie tylko kluby sportowe, ale wszyscy mieszkańcy naszego miasta i regionu podczas wielu imprez sportowych i kulturalnych.

Nie rozstałaś się z piłką ręczną. Prowadzisz prężnie działającą Akademię, która wkracza w etap obozów sportowych.

Kaja Załęczna: Założyłam Akademię sportową z elementami piłki ręcznej dla małych dzieci, rozwijamy się i w tym roku będziemy oprócz zajęć w Lubinie i Legnicy rozpoczynamy zapisy we Wrocławiu w dwóch lokalizacjach. Dochodzą do nas nowi trenerzy i dalej szukamy następnych, którzy zagwarantują nam wysoki poziom prowadzenia zajęć. Mamy wiele planów, ale musimy je wdrażać po kolei, żeby wszystko było przemyślane i dopięte na ostatni guzik. Chcemy się wciąż rozwijać i zarażać dzieci pasją do sportu, ale musi to być dopasowane do ich wieku i umiejętności. Już teraz mamy zaproszenia na turnieje do innych miast i sami chcemy zorganizować taki turniej gier i zabaw w Lubinie. Myślimy również o pierwszym obozie sportowym dla dzieci i chyba właśnie teraz nadszedł na niego czas. Muszę powiedzieć, że to wspaniałe uczucie patrzeć, jakie postępy robią dzieci uczęszczające na zajęcia, ich zaangażowanie i wysiłek jaki wkładają w wykonanie postawionych przed nimi zadań, jak pokonują swoje lęki i obawy oraz nawiązują nowe przyjaźnie. Jednak nie można zapomnieć o roli rodzica, który także cały czas musi wspierać, motywować i dawać dobry przykład, bo to rodzice są najważniejszymi osobami, idolami dla tych dzieci.

Z Kają Załęczną rozmawiał Mariusz Babicz.


POWIĄZANE ARTYKUŁY