Czasem trzeba umieć ustąpić

128

W szczęściu i nieszczęściu, w zdrowiu i chorobie są ze sobą od 60 lat. Państwo Teresa i Włodzimierz Moroch z Niemstowa świętowali wyjątkowy jubileusz pożycia małżeńskiego. Przy stole, obok jubilatów, zasiadło prawie 60 osób i jak się okazuje jest to wyłącznie najbliższa rodzina…

Pięciorga dzieci, trzynaściorga wnucząt i czternaściorga prawnuków – doczekali się państwo Moroch w ciągu 60 lat swojego związku. Wkrótce na świecie pojawi się piętnasta prawnuczka.

Czy istnieje recepta na wieloletnie szczęście? – Proszę zobaczyć jak żona jest poobijana, to chyba ta recepta – żartuje pan Włodzimierz, ale z miłością i czułością patrzy na żonę, a dobry humor nie odstępuje go ani na chwilę. – Najważniejsza jest umiejętność ustępowanie sobie wzajemnie, bo przecież na wspólne życie składają też troski i kłopoty. Czasem trzeba przymknąć oko na niektóre sprawy, nauczyć się wybaczać i najpierw pomyśleć, a potem mówić, bo w złości wypowiedzieć można wiele przykrych słów, których się potem żałuje – tłumaczy pani Teresa.

Pani Teresa przyznaje, że małżonkowie nie mieli zbyt wielu okazji do małżeńskich waśni. – Gospodarstwo i prowadzenie domu pochłaniało tyle czasu i energii, że kłócić nie było się kiedy. Zresztą mąż ciągle był w trasie, a to kombajny z Kłodzka przyprowadzał, a to po wodę mineralną ciągnikiem z dwoma przyczepami do Polanicy jeździł. Ale w życiu to jest tak, jak w tym powiedzeniu, które często powtarzał ojciec mojego męża: „Baba trzyma trzy węgły w chałupie, a chłop – jeden. Jak ten jeden wyleci, to chałupa stoi, a jak wylecą trzy – to już nie”. Chłop pracuje i zarabia, ale jak nie będzie miał dobrej gospodyni, to niewiele z tego mu przyjdzie – mówi pani Teresa.

Poznali się w Niemstowie, gdzie pani Teresa, jako szesnastolatka przyjechała za pracą z Kielecczyzny. Już trzeciego dnia pojawił się pan Włodzimierz, przyprowadzony przez krajana przyszłej małżonki. Pobrali się jednak dopiero po sześciu latach. Pan Włodzimierz odsłużyć musiał pół roku w Powszechnej Organizacji „Służba Polsce”, a potem dwa lata w wojsku, pomagał także w gospodarstwie rodziców.

Wspólna droga państwa Moroch nie zawsze była prosta. Pojawiały się na niej zakręty, które przejść można chyba tylko razem, stanowiąc dla siebie oparcie i darząc się wzajemną miłością. Należy do nich śmierć najstarszego syna w wieku zaledwie siedemnastu lat, a potem ciężki wypadek drugiego syna Leszka.

– Bardzo baliśmy się o Leszka. To on zostawał na ojcowiźnie. Miał pięcioro dzieci. Nie widzieliśmy, czy sobie z tym wszystkim poradzi – wspomina pani Teresa.

Poradził sobie jednak doskonale. Gospodarstwo prowadzi wzorcowo, a już przez ramię zagląda mu syn, który prawdopodobnie pójdzie w ślady ojca. Państwo Teresa i Włodzimierz mają doskonały kontakt także z pozostałymi dziećmi: Barbarą, Danutą i Andrzejem. O wnukach i prawnukach opowiadają z miłością i dumą. – Nasze dzieci i wnuki nigdy nie zapominają o świętach i jubileuszach, zawsze któreś zadzwoni czy nam czegoś nie potrzeba, czy mogą w czymś pomóc – opowiada pani Teresa.

W dniu jubileuszu, w domu małżonków pojawiło się dużo gości – proboszcz Krzysztof Antosik, przewodniczący rady gminy Norbert Grabowski, radny Andrzej Olek, sołtys Niemstowa Józef Kostanowicz oraz wójt gminy Lubin Tadeusz Kielan, który przyjechał z listem gratulacyjnym dla dostojnych jubilatów:

„Państwa Diamentowy Jubileusz pokazuje że prawdziwe, zgodne i dobre małżeństwo to takie, które przetrwa wszystkie życiowe zakręty, by po latach zyskać wzajemne zrozumienie, tolerancję i szacunek.

W tak pięknym dniu składam Państwu w imieniu własnym, radnych gminy Lubin oraz pracowników Urzędu Gminy w Lubinie z serca płynące gratulacje i życzenia. Wasz Jubileusz uświadamia nam jak cennym jest to, że dwoje kochających, wspierających i szanujących się ludzi, wytrwało w miłości, pielęgnując ją i troszcząc się o siebie wzajemnie. Państwa postawa jest godna naśladowania.

Drodzy Jubilacji przyjmijcie życzenia kolejnych wielu wspólnych lat w zdrowiu i pomyślności. Niech otacza Was aura życzliwości, dobroci i miłości. Idźcie dalej przez życie trzymając się mocno za ręce, zawsze uśmiechnięci, zawsze razem, zawsze pewni swoich uczuć”.

Potem były prezenty, kwiaty, życzenia, tort i zabawa do białego rana.

Źródło: www.ug.lubin.pl


POWIĄZANE ARTYKUŁY