50 lat żeńskiego szczypiorniaka: Historia Renaty Jakubowskiej

1103

Kolejne pokolenia piłkarek ręcznych w naszym mieście mają okazję trenować pod okiem byłych zawodniczek MKS Zagłębia Lubin, albo osób, które szkoliły młodzież czy kadrę pierwszej drużyny. Kolejną osobą, która przedstawi nam swoją historię z „Miedziowym” klubem jest Renata Jakubowska, natomiast w kolejnym materiale będziemy mieli okazję przeczytać o sportowym życiu w Lubinie Anety Piekarz.

Na parkiecie grała razem z takimi zawodniczkami jak Elżbieta Szczepaniak, Jolanta Saracyn, Kaja Załęczna, Agnieszka Ziółkowska czy Elżbieta Olszewska. Wielokrotnie reprezentowała Polskę w międzynarodowej rywalizacji. Renata Jakubowska (z domu Żukiel, przyp. red.) była wyróżniającą zawodniczką MKS Zagłębia Lubin, która rozpoczęła przygodę w klubie w latach osiemdziesiątych, a obecnie kontynuuje przygodę z „Miedziowymi”, jako asystent Bożeny Karkut.

Renata Jakubowska: Pierwsze kroki z piłką ręczną stawiałam w liceum, czyli stosunkowo późno, jeśli chodzi o początek kariery. Z perspektywy pewnie późniejszych lat twierdzę, że nie było to złe, ponieważ w życiu sportowym ominęły mnie kontuzje i miało to znaczący wpływ. Ale zmierzam do tego, że przygodę ze szczypiorniakiem zaczęłam właśnie w Zagłębiu Lubin. Pierwsze wspomnienia, jeśli chodzi o sport wyczynowy. Oczywiście w szkole podstawowej zawsze lubiłam sport i byłam chętna do wszelkiego rodzaju zawodów, czynnego udziału w czymś, co wiązało się ze sportem.

Początek przygody z lubińskim szczypiorniakiem w lubińskim liceum.

Renata Jakubowska: W Lubinie wybrałam Liceum Medyczne. Trenerem tutaj, a zarazem dyrektorem placówki był pan Franciszek Hawrysz. Jeśli chodzi o przebieg kariery to właśnie postać pana Franciszka była dla mnie bardzo ważna. On namówił mnie do piłki ręcznej i ja w tym szczypiorniaku małymi kroczkami do przodu. Po dwóch czy trzech latach, trafiłam już do zespołu seniorskiego. Przechodziłam oczywiście kolejne etapy w tym zespole. Wtedy trenerem był pan Roman Jezierski. Z tą drużyna awansowałam do pierwszej ligi (Sezon 1989/1990 rok, przyp. red.). Będąc w tym zespole zagrałam w turnieju na dziesięciolecie sekcji. W tym zespole zagrałam, kiedy Zagłębie zdobyło pierwszy medal, a także kiedy w debiucie zagrałyśmy w Pucharze Europy. Pamiętam wylosowałyśmy Szwajcarię. Wtedy, mecze nie były grane w Lubinie, z racji wymiarów naszej hali, bo chcę nadmienić, iż nasze spotkania grałyśmy na hali przy ul. Składowej, a o laury w europejskich pucharach walczyłyśmy w Dzierżoniowie. Szczerze mówiąc, tam było chyba więcej kibiców na tym pierwszym meczu, niż na niektórych, tutaj na miejscu. To było też coś nowego dla naszego lubińskiego społeczeństwa w mieście, które do dziś kocha sport i zawsze ten czas wolny chcieli spędzać ze swoimi sportowcami.

Awans do I ligi kobiet.

Renata Jakubowska: To były moje pierwsze poważne emocje związane ze sportem, a ponieważ ja dołączyłam do drużyny w momencie, kiedy ona już właściwie zaczęła być budowana przez ludzi z fajnym pomysłem na piłkę ręczną jak: Henryk Krugliński, Jan Pawlak czy Franciszek Hawrys, więc z roku na rok ta piłka ręczna miała dobre wyniki. Przychodziły do nas nowe zawodniczki, które dużo wnosiły do zespołu. Oczywiście przechodząc z wieku juniorek do seniorek nie byłam jakąś postacią decydującą w zespole, ale wszystko mi się wtedy podobało, bo to było dla mnie coś nowego. Ciężko mieć inne wspomnienia poza tymi miłymi.

Na boisku nie obawiała się rywalek, to jej się obawiano.

Renata Jakubowska: Dopiero w późniejszym etapie kariery jeździłam regularnie na reprezentację i tam akurat rozmawiając z koleżankami to raczej dziewczyny miały obawy co do mnie. Na przykład Iza Puchacz (z domu Czapko, przyp. red.) mówiła, że grając z Zagłębiem i wiedząc, że będę w obronie, wiedziała, że sobie nie pogra. Ja nawet nie miałam przeglądu, jeśli wchodzi się w życie sportowe i wypływa się na wody typu pierwsza liga, to ciężko na początku kogoś się bać. Nie znałam tych zawodniczek i to wszystko było nowe. Dwanaście drużyn w pierwszej lidze i nowe zawodniczki.

Dlaczego numer 13 na koszulce?

Renata Jakubowska: Czysty przypadek. Nie byłam w swojej zawodniczej karierze przywiązana do numeru. Absolutnie. Pamiętam, że w moich początkach chciałam mieć piątkę, ale to chyba wiązało się z oceną w szkole, a ja taka też chciałam być w sporcie. Ale numer był ten zajęty przez zawodniczki dłużej trenujące. Co do trzynastki? Może dlatego, że urodziłam się trzynastego o trzynastej w niedzielę. Nie była dla mnie pechowa, a mało kto ją chciał. I tak trafia na moją koszulkę.

Sala II Liceum Ogólnokształcącego.

Renata Jakubowska: Szczerze? Bardziej pamiętam halę na Legnickiej. Tutaj zagrałyśmy o pierwszy medal. Drugie Liceum Ogólnokształcące przyszło dopiero później, bo wcześniejszy obiekt okazał się za mały dla kibiców przede wszystkim. Wracając do obiektu na Legnickiej, to tutaj grałyśmy w play-offach o medal z Lublinem. Hala dwie godziny przed meczem była zamknięta. Nawet pamiętam humorystyczną sytuację z trenerem z Sośnicy, panem Waligórą. Przyjechał na mecz i pukał do drzwi i ktoś z obsługi zapytał kto tam? Pan trener odpowiedział, że Waligóra. W odezwie usłyszał: Dobra, dobra. Już było tutaj takich piętnastu waligórów i każdy chciał się jakoś dostać. Natomiast przejście do drugiego liceum to był czas, kiedy na trzy lata odeszłam z Zagłębia i przyszła wtedy Bożena Karkut. Niektóre dziewczęta utożsamiają się więc bardziej z tamta halą niż ja.

Reprezentacja Polski!

Renata Jakubowska: Do dziś pamiętam, jak pojechałam na swój pierwszy turniej do Heby (miasto w Szwecji, przyp. red.), zostałam dowołana, bo trener wtedy jeszcze nie miał na mnie pomysłu w kadrze. Pamiętam jak trener Noszczak, bo miałyśmy grać w mistrzostwach świata w grudniu w Norwegii, poprosił o moją obecność na turnieju towarzyskim w Heby. Pojechałam jako rozgrywająca, a obydwie obrotowe miały problemy zdrowotne i ja musiałam zagrać na tej pozycji, choć początkowo szkoleniowiec mówił, że bardziej będę na zgrupowaniu się wdrażać i obserwować. Okazało się, że mój wybór był bardzo udany i otrzymałam nawet nagrodę w postaci proporczyku z autografami dziewczyn. Uważam, że miałam udany debiut. Miała później miałam zaszczyt wystąpienia w pięciu ważnych imprezach jak mistrzostwa świata czy Europy. Trener zawsze widział mnie w grze. Grałam często w pierwszej siódemce, a także byłam kapitanem reprezentacji. Zawsze będę wspominała kadrę dobrze. Szkoda mi tylko sportowo, bo miałyśmy szansę na wyjazd na olimpiadę do Sydney. Byłyśmy nawet na rekonesansie przedolimpijskim, rok przed wydarzeniem, aby sprawdzić naszą aklimatyzację i trudy podróży, ale niestety jeden mecz z Francją zadecydował, że odpadłyśmy. Od tego momentu kadra zaczęła grać już inaczej. Inni trenerzy i koncepcje gry i aż do Kima Rasmussena po trenerze Jerzym Cieplińskim były to już lata takie chude, delikatnie mówiąc.

Wszystkie sukcesy jednakowo ważne!

Renata Jakubowska: Byłam w klubie, kiedy przez lata trenerem był pan Roman Jezierski. To był jego świat, jego sukcesy i praca. Od 2000 roku po dziś dzień, pierwszym trenerem jest pani Bożena Karkut. To również zupełnie inna praca, inny zespół i oczekiwania, a także wyniki. Myślę, że na tamten czas trener Jezierski poprowadził zespół do pierwszej ligi z niższej klasy rozgrywkowej i to był jego wielki sukces, a także nasz. Natomiast pani Bożena wkroczyła w inny etap zespołu, który był z kolei jeszcze na innym poziomie. Ale przez te wszystkie lata, różnych etapów w klubie, to była zawsze i za każdym razem drużyna z charakterem! Zawsze bano się obrony Zagłębia i zawsze to był zespół, który o coś walczy. Z perspektywy grania i odnoszenia mniejszych, bądź większych sukcesów nie hierarchizuję ich, że pierwszy tytuł mistrzowski czy piąty najważniejszy. Pamiętam oczywiście pierwszy medal i grę w pucharze czy mistrzostwo Polski, ale na co dzień to taka ciężka praca i tyle wyrzeczeń, że ciężko jest wskazywać, przynajmniej w moim przypadku, który sukces jest ważniejszy.

Z Renatą Jakubowską, asystentem Bożeny Karkut rozmawiał Mariusz Babicz.


POWIĄZANE ARTYKUŁY